Translate

Fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt

Ratuj Konie

poniedziałek, 8 października 2012

13. GOSIA


- Która godzina? – zwróciła się niby do mnie Paula, gdy weszłyśmy do domu. Tak na prawdę były to bezmyślne słowa rzucone w przestrzeń. Spojrzałam na zegarek.
- 17.04. – odparłam. – Trzymasz się? – przytuliłam ją mocno i aż łezka zaczęła mi lecieć z oczu, mogłam się tylko domyślać co czuje w środku.
- No pewnie! Niebawem przychodzi mój kochanek na tę noc. Gdybyś nie mogła spać to przepraszam.
- Oj Paula, przestań. Kocham Cię całym sercem i zaakceptuję wszystko, co zrobisz, ale proszę Cię – nie przesadzaj. To na dłuższą metę nic nie da...
- Ględzisz jak stara baba. Zawsze chciałam skosztować Michała, ale wydawało mi się, że Ad... nieważne. To będzie fascynujące przeżycie.
- Eh. No dobrze. Twoja decyzja. A może poszłabyś do stajni? Albo z Shadowem na spacer? Ochłonęłabyś i przemyślała wszystko... W końcu masz jeszcze 3 godziny.
- Ty to zawsze tylko o tych zwierzętach, muszę się zająć sobą.
- Ok. Pomóc Ci w czymś?
- Nie ma takiej potrzeby. Jedyne o co proszę, to żebyś dziś w nocy nam nie przeszkadzała.
- Tiaa, jakby co to zaraz idę do stajni...

Boże, jak nie cierpiałam kiedy robiła się taka wyniosła, ale nie mogę się dziwić. Bardzo się o nią martwię, ale co mogę zrobić? Na razie chyba nic. Może sama przejrzy na oczy.
Szybko się przebrałam i poleciałam do stajni, żeby zdążyć chociaż Kmicica i Victora ruszyć.
- Cześć słońce, jak tam było? – krzyknął w moim kierunku Maciek jak tylko mnie zobaczył.
- Hej. No chujowo było, chujowo. Na lotnisku był Adam i obściskiwał się z jakimiś kurwami. No to Paula rzuciła w niego pierścionkiem, po czym umówiła się na noc z jakimś siatkarzem. Wiem, że jej ciężko, ale nie daje tego po sobie poznać. Boję się, że zacznie robić jakieś głupstwa. Ona nigdy nie szalała za bardzo, ale czuję, że tak będzie chciała zagłuszyć uczucia...
- Uuu no ale ona twarda jest, da radę.
- Wiem. Ale ile to potrwa? I jakim kosztem?
- Nie masz co się martwić na zapas.
- Masz rację, masz rację. Ach. Tak. Trzeba się zebrać. Wsiądę teraz ujeżdżeniowo na Jędrka i Vickiego. Pomożesz mi?
- Jasne ;)
Przebywając z pupilami zapominałam o wszystkich problemach. Chłopcy dawali mi tyle radości, to niesamowite jak dobrze ułożonymi końmi byli. Miałam szczęście, że ich mam. Wszystko dzięki mamie. To ona mnie wszystkiego nauczyła, to ona wprowadziła mnie w ten magiczny świat. Muszę do niej zadzwonić, już chyba tydzień nie gadałyśmy...
Skończyłam po 19. Maciek już sprowadzał konie z pastwiska. Pobiegłam szybko do domu. Wzięłam niezbędne kosmetyki i ciuchy na jutro. Uznałam, że zostawię Pauli cały wolny dom. Nie będę tam wściubiała nosa. Wróciłam do stajni. Prawie potknęłam się o Kiarę. Pomogłam jeszcze trochę z obrządkiem i weszliśmy do Maćka. Zrobiliśmy razem kolację.
- Dawno u mnie nie spałaś... – powiedział przekornym głosem.
- No, już ze 3 miesiące. – roześmiałam się, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że to już tyle czasu...
- Powinniśmy to nadrobić ^^ - mrugnął do mnie.
- Oj przestań. Mam ważne sprawy na głowie. O właśnie, przypomniałeś mi, muszę do mamy zadzwonić.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer. Jak miło było usłyszeć ten głos. Nikogo nie kochałam jak jej. Rodzice mieszkali w Ameryce na Mazurach, w okolicach Olsztynka. Nie ma drugiego takiego miejsca na Ziemi. Mieli tam dużą stadninę i zwierzyniec. Mama przygarniała wszystkie biedne zwierzęta. Miała złote serce. Jednocześnie utrzymywała wysoki poziom ośrodka jeździeckiego i była cenionym trenerem. Nie mogłam się doczekać wakacji, żeby móc tam jechać.
Gadałyśmy ponad pół godziny. Maciek zdążył się umyć i oglądał telewizję. Wzięłam prysznic, ogarnęłam się i dołączyłam do niego. Przełączyliśmy na jakiś film akcji.