Translate

Fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt

Ratuj Konie

niedziela, 26 maja 2013

17. GOSIA

Słoneczko obudziło mnie już o 7. Nie mogę powiedzieć, żebym się szczególnie wyspała, ale i tak lubię, że mój pokój jest po wschodniej stronie, bo nie marnuję dnia i mam widok nie tylko na stajnię, ujeżdżalnię itd., ale też na całe pastwisko.
Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Konie jeszcze niewypuszczone, pewnie jedzą sobie śniadanko. 
Siedziałam w kuchni i jadłam cieplutkie placuszki owsiane. Muszę przyznać, że udały się wyśmienicie. Mimo, to nie mogę się doczekać środy, kiedy wróci Tatiana. Bardzo miła kobietka, która gotuje przednio, pucuje nasz domek i pamięta o wszystkim. Jak ona to robi? Nie mam pojęcia i jestem na prawdę pełna podziwu dla jej zdolności.
- Hejka! – przywitała mnie Paula wchodząc do kuchni.
- Hej, kochanie :)
- Jak ładnie pachnie... 
- Placuszki owsiane, siadaj, częstuj się.
- Myhyhym. Pychotka. Tylko kawę jeszcze zaparzę. Chcesz?
- Niom. Tylko nie za mocną.
- Wiem.
- Heh. Pójdziemy dziś razem do stajni?
- A wiesz, bardzo chętnie.
- Ooo, na prawdę? – zaskoczyła mnie. Już ze dwa tygodnie konno nie jeździła...
- Tak. W sumie mam czas, rok akademicki zaraz się kończy, nie mam nic ważnego do roboty :)
- No, no. Bardzo się cieszę. Popołudniu przychodzą dziewczyny ode mnie. Na pewno Marta, Kaśka i Julka, nie wiem jak z Anką i resztą, ale że wczoraj wysprzątałaś, to nie trzeba za bardzo nic szykować. 
- Yhm. Jak zwykle ja. Ty tu palcem nie kiwniesz! – odpowiedziała lekko rozzłoszczona.
- Ja mam dużo pracy! A poza tym kto dziś zrobił śniadanie? Hę?
- Oj tam oj tam, śniadanie... też mi coś.
- No duże coś :P
- To ja pójdę biegać. – wypaliła Paula, zupełnie dla mnie niespodziewanie.
- Od razu po śniadaniu? Może pójdziemy razem?
- Nie, wiesz, chcę sama.
- Aaa. No jasne, rozumiem. Adam?
- Nawet nie wypowiadaj przy mnie tego imienia!
- Przepraszam... – zakłopotałam się nieco. – Ale sama zachowujesz się niewiele lepiej od niego! Fakt faktem, że on zabawiał się z innymi jak byliście razem i to zaręczeni, ale Ty ledwo zerwałaś te zaręczyny i kręcisz ze wszystkimi po kolei... Wiem, że to brzmi brutalnie, przepraszam, nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała, ale zawsze Ci mówiłam, że bycie w związku jest bardzo trudne i praktycznie nierealne, a Ty też lubisz różne skoki w bok... – nie wiem, czy nie powiedziałam trochę za dużo, ale w końcu musiałam być szczera.
- Bardzo Ci dziękuję. To ja już pójdę. – odwróciła się i skierowała ku schodom.
- No Paula, czekaj. Wiesz, że to prawda... – udało mi się ją zatrzymać.
- Nie wiem, ja na prawdę nic nie wiem. Ale kiedy jestem z innym mężczyzną, to .. to w ogóle o nim nie myślę, no prawie. Ale jest mi dobrze.  – mówiła łkając. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam. – A przynajmniej lepiej. Wychodzę. Później pójdziemy do stajni. – powiedziała już mocnym zdecydowanym głosem, oczywiście ze złością. Wypuściłam ją z uścisku.
- Dobrze kochanie, będę czekała w stajni.
Po zrobieniu wszystkich niezbędnych rzeczy w domu wzięłam L&M’a i Jacka, i poszliśmy na plac do agility. Ćwiczyliśmy głównie skoki i tunel. Eluś oczywiście musiał mieć pewne obiekcje co do tunelu, ale w końcu dał się przekonać. Jack bezproblemowo. Nabiegałam się trochę razem z nimi. Sama przyjemność :)
Przebrana w fioletowe bryczesy Pikeur Cindy i turkusową koszulkę polo Mountain Horse poszłam do stajni. Kiedy Paula przychodziła do stajni, wszystko zamieniało się w wybieg mody. Piękne bryczeski, piękne koszulki, czapraczki, owijeczki itd. Przyszykowałam sprzęt. Dla Indygo połączyłam kolekcje Eskadrona Choco-Petrol z Lavender-Stone, a dla Tenessiego wybrałam Deepblue-Nougat. Do tego oczywiście futerka Mattesa. Spojrzałam na telefon – 10:30. Dziewczyny napisały esa, że będą koło 16. Ktoś napisał, że pragnie mnie w tym momencie. Miłe. 
- Już jestem. – Paula weszła do stajni w nowych jeansowych Pikeur Candela.
- Zajebiście wyglądasz w tych bryczesach.
- Dzięki. Dzięki, że mi je kupiłaś. Bardzo wygodne.
- Nie za ma co. Zobaczysz jak fajnie trzymają. I dobrze, że brązowe Ci wybrałam. Pasują Ci.
- Aha. To liczę, że komplecik też jakiś fajny mi wybrałaś.
- Oczywiście, złociutka. Ale teraz chodźmy po konie. Maciek chyba gdzieś na pastwisku, bo go jeszcze nie widziałam, albo u siebie...

Złapałyśmy koniki, wyczyściłyśmy, osiodłałyśmy i pojechałyśmy w teren. W lesie było bardzo przyjemnie. Rumaki chętnie szły do przodu. Wyjechałyśmy na łąkę i puściłyśmy się dzikim galopem. Tenessi próbował wyprzedzać Indygo, w czym Paula oczywiście w ogóle mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie... Dobrze, że chłopaki się lubią :)
Wjechałyśmy z powrotem w las pełen muzyki – śpiewu ptaków, szeleszczenia liści, pomrukiwania wiatru, uderzeń końskich kopyt o glebę... co jakiś czas szczekania Elemsa, który wiernie nam towarzyszył i wyrabiał mięśnie, i kondychę.
- Hmmm. Dawno mnie tu nie było. Dobrze sobie czasem pojeździć. – westchnęła Paula.
- Nie zaprzeczę. A dobrze jest sobie pojeździć trochę częściej niż czasem :P
- Yhmm :) Tak, tak. – powiedziała zbywająco. – Bardzo relaksacyjne.
Stępowałyśmy sobie spokojnie wsłuchując się w otaczający świat... i nasze serca.
Po powrocie z terenu, jeździłam jeszcze resztę koni, a Paula wylonżowała Darka. Po porannym bieganiu i późniejszej przejażdżce na Tenessim na prawdę poprawił jej się humor. Nawet nie zauważyłyśmy jak minęła 15. Wróciłyśmy do domu i raźno zabrałyśmy się za odświeżenie siebie. Umyłam się, ubrałam kolorowo, włączyłam w domu reggae i zabrałam z kuchni różne smakołyki.
- Heej słońce! Jesteś pierwsza. – otworzyłam drzwi Marcie i przywitałyśmy się całusem.
- Iiiha! – krzyknęła w odpowiedzi.
- Iha! Domyślam się, że chciałabyś pójść ze mną do stajni, ale wszystkie koniki już dziś ruszone..
- No kurwa! Jak mogłaś?! Wiesz, że uwielbiam te szajbusy! 
- Wiem, ale nie tylko Ty dziś jesteś gościem :P
- I co z tego? Ale jestem, więc powinno być jak chcę!
- Aha. Uważaj bo.
- Cześć Marta! – krzyknęła Paula schodząc po schodach.
- Siemano, laska. – odpowiedziała jej Marta. – Jak życie?
- Bardzo dobrze. A co u Ciebie?
- Zajebiście, jakżeby inaczej.
- Hahah oj Martuś. – zwróciłam się do niej ze śmiechem. – Chcesz się czegoś napić? – zapytałam idąc w kierunku salonu.
- Głupie pytanie :D A co masz?
- Co tylko chcesz : kawa, herbata, różne soki, woda... – spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Zachihrałam. – Jest też whisky, wódka i syropy owocowe.
- Noo, teraz to rozumiem. Colę masz?
- Nie. Nie będziesz mi tu chlała! Drinki porobimy.
- Weź nie pierdol! Jak pić, to pić.
Dźwięk sms’a przerwał na chwilę rozmowę.
- To Anka. Nie będzie jej w ogóle. Coś jej wypadło.
- Oo, szkoda. To jak, zabieramy się za te drinki? Wyjmę szklanki. – zaproponowała Paula.
- Yhm. – podeszłyśmy z Martą do barku, wyjęłam wódkę i syropy.
- Łosz kurwa, co za burżujstwo! Belvedere!
- Moja ulubiona. – odrzekła Paula.
- Nieźle. Ja i tak De Luxe wolę. Albo coś tego typu.
- Miodowa Żołądkowa Gorzka... No ale co to w ogóle za temat... Jakie bierzemy smaki? Co tu jest? – pytałam zaglądając w głąb baru. – Otwarte są: kiwi, truskawka, mango i jagoda.
- No to różne róbmy. Każdy sobie wybierze jak chce. Mi możesz od razu z truskawką nalać. – Zakomunikowała Marta siadając na kanapie.
- To i mi zrób, truskawka z jagodą. – dodała Paula tonem księżnej.
- Może frytki do tego?
- Oj niee, zbyt tłuste. – Zaśmiałyśmy się wszystkie. Przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Same sobie zróbcie :P – krzyknęłam do dziewczyn i pobiegłam do drzwi, potykając się o leżącą na podłodze Tulę. – Przepraszam piesku. – pogładziłam ją po główce i wreszcie dotarłam do celu.
- No jesteście, Marta już jest, Anki w ogóle nie będzie.
- Cześć :) – przytuliła mnie Julka.
- Oj szkoda. Coś się stało? – zapytała Kasia.
- Nie wiem, powiedziała, że coś jej wypadło...
- Może znowu ten jej chłopak coś wymyślił? – dając mi buziaka na dzień dobry wymyśliła Agata.
- Chuj wie.
- Sieemano! – wbiegła Marta i krzyknęła donośnie.
- Siemasz Marta. Jak zwykle pełna energii. 
- A jak!
Weszłyśmy do salonu. Dziewczyny przywitały się z Paulą. Zrobiłyśmy sobie te drinki i zaczęły się ploty. A ten to! A tamten tamto! A wiecie, że ona zrobiła sobie tatuaż?! A jaki? Mówiła, że jej chłopak ma małego. Uuu to kiepsko. Mój facet to ma porządny asortyment. Jak można być w związku? Normalnie. Jak można być solo? Faceci to świnie.
- Trochę kiepsko się czuję, wyjdę na spacer. – szepnęła mi na ucho Paula, nie przerywając dyskusji dziewczyn.
- Pomóc Ci jakoś? Iść z Tobą?
- Nie, nie, dzięki. Nic mi nie jest. Po prostu muszę się przejść. – wstała i wymknęła się z salonu.
- Ale zajebiście, że już koniec roku! – z entuzjazmem powiedziała Kaśka.
- Noo! Wreszcie. – dodała Aga.
- Trzeba zrobić party! – stwierdziła Marta.
- To u kogo?
- U mnie! – Jula zaskoczyła nas swoją deklaracją, bo nigdy u siebie nic nie robiła. – W końcu musi być ten pierwszy raz. Mieszkanie już miesiąc po remoncie. A teraz dobra okazja.
- Wow! – wypaliłyśmy razem zadowolone z takiego przebiegu rzeczy.
- Heh. To w weekend za tydzień?
- Nie! We wtorek!
- Niee, za wcześnie, nie zdążę przygotować wszystkiego.
- Nie gadaj głupot, od razu po zakończeniu trzeba!
- Jak robisz, to teraz!
- Już się nie wymigasz od tego!
- No ok. ok. – Dała za wygraną. – To kto mi pomoże?
- Ja mam dużo pracy w stajni. – szybko się wykręciłam.
- Wiesz, że mieszkam daleko, ciężko będzie... – dodała od siebie Marta.
- Muszę pomóc rodzicom w domu.
- No wiecie co?! Żeby impreza była, to tak! Ale żeby pomóc, to żadna palcem nie kiwnie!
- Ja Ci pomogę. – zaoferowała się Kaśka.
- No przynajmniej jedna. Dziękuję. A Wy brzydale jesteście :P
- Ty też, kochanie.
- Trzeba będzie zakupy duże zrobić. Kogo zapraszamy?
Rozmowa ciągnęła się szybko, ale bez końca. Omawiałyśmy szczegół po szczególe, pijąc drinki, wplatając co chwila anegdotki, zwierzając się sobie, śmiejąc się. Poszłyśmy na spacer, a buzie nam się nie zamykały. Nie ma to jak koleżanki z wydziału i kochana Martusia. 6 godzin spędzone na paplaniu.