Translate

Fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt

Ratuj Konie

poniedziałek, 8 października 2012

13. GOSIA


- Która godzina? – zwróciła się niby do mnie Paula, gdy weszłyśmy do domu. Tak na prawdę były to bezmyślne słowa rzucone w przestrzeń. Spojrzałam na zegarek.
- 17.04. – odparłam. – Trzymasz się? – przytuliłam ją mocno i aż łezka zaczęła mi lecieć z oczu, mogłam się tylko domyślać co czuje w środku.
- No pewnie! Niebawem przychodzi mój kochanek na tę noc. Gdybyś nie mogła spać to przepraszam.
- Oj Paula, przestań. Kocham Cię całym sercem i zaakceptuję wszystko, co zrobisz, ale proszę Cię – nie przesadzaj. To na dłuższą metę nic nie da...
- Ględzisz jak stara baba. Zawsze chciałam skosztować Michała, ale wydawało mi się, że Ad... nieważne. To będzie fascynujące przeżycie.
- Eh. No dobrze. Twoja decyzja. A może poszłabyś do stajni? Albo z Shadowem na spacer? Ochłonęłabyś i przemyślała wszystko... W końcu masz jeszcze 3 godziny.
- Ty to zawsze tylko o tych zwierzętach, muszę się zająć sobą.
- Ok. Pomóc Ci w czymś?
- Nie ma takiej potrzeby. Jedyne o co proszę, to żebyś dziś w nocy nam nie przeszkadzała.
- Tiaa, jakby co to zaraz idę do stajni...

Boże, jak nie cierpiałam kiedy robiła się taka wyniosła, ale nie mogę się dziwić. Bardzo się o nią martwię, ale co mogę zrobić? Na razie chyba nic. Może sama przejrzy na oczy.
Szybko się przebrałam i poleciałam do stajni, żeby zdążyć chociaż Kmicica i Victora ruszyć.
- Cześć słońce, jak tam było? – krzyknął w moim kierunku Maciek jak tylko mnie zobaczył.
- Hej. No chujowo było, chujowo. Na lotnisku był Adam i obściskiwał się z jakimiś kurwami. No to Paula rzuciła w niego pierścionkiem, po czym umówiła się na noc z jakimś siatkarzem. Wiem, że jej ciężko, ale nie daje tego po sobie poznać. Boję się, że zacznie robić jakieś głupstwa. Ona nigdy nie szalała za bardzo, ale czuję, że tak będzie chciała zagłuszyć uczucia...
- Uuu no ale ona twarda jest, da radę.
- Wiem. Ale ile to potrwa? I jakim kosztem?
- Nie masz co się martwić na zapas.
- Masz rację, masz rację. Ach. Tak. Trzeba się zebrać. Wsiądę teraz ujeżdżeniowo na Jędrka i Vickiego. Pomożesz mi?
- Jasne ;)
Przebywając z pupilami zapominałam o wszystkich problemach. Chłopcy dawali mi tyle radości, to niesamowite jak dobrze ułożonymi końmi byli. Miałam szczęście, że ich mam. Wszystko dzięki mamie. To ona mnie wszystkiego nauczyła, to ona wprowadziła mnie w ten magiczny świat. Muszę do niej zadzwonić, już chyba tydzień nie gadałyśmy...
Skończyłam po 19. Maciek już sprowadzał konie z pastwiska. Pobiegłam szybko do domu. Wzięłam niezbędne kosmetyki i ciuchy na jutro. Uznałam, że zostawię Pauli cały wolny dom. Nie będę tam wściubiała nosa. Wróciłam do stajni. Prawie potknęłam się o Kiarę. Pomogłam jeszcze trochę z obrządkiem i weszliśmy do Maćka. Zrobiliśmy razem kolację.
- Dawno u mnie nie spałaś... – powiedział przekornym głosem.
- No, już ze 3 miesiące. – roześmiałam się, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że to już tyle czasu...
- Powinniśmy to nadrobić ^^ - mrugnął do mnie.
- Oj przestań. Mam ważne sprawy na głowie. O właśnie, przypomniałeś mi, muszę do mamy zadzwonić.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer. Jak miło było usłyszeć ten głos. Nikogo nie kochałam jak jej. Rodzice mieszkali w Ameryce na Mazurach, w okolicach Olsztynka. Nie ma drugiego takiego miejsca na Ziemi. Mieli tam dużą stadninę i zwierzyniec. Mama przygarniała wszystkie biedne zwierzęta. Miała złote serce. Jednocześnie utrzymywała wysoki poziom ośrodka jeździeckiego i była cenionym trenerem. Nie mogłam się doczekać wakacji, żeby móc tam jechać.
Gadałyśmy ponad pół godziny. Maciek zdążył się umyć i oglądał telewizję. Wzięłam prysznic, ogarnęłam się i dołączyłam do niego. Przełączyliśmy na jakiś film akcji. 

środa, 19 września 2012

12. PAULA

Reszta tygodnia nauki szybko przeminęła. Całe 3 dni męczyłam się z Gośką. Nie byłyśmy na żadnej imprezie. ŻADNEJ! Gośka chodziła do swojej stajni i nie chciała się ugiąć. Nie chciała iść na żadną imprezę, bo ona jest "prymuską, grzecznym dzieckiem i w tygodniu nie imprezuje". Jak tak można?! Po prostu jestem taka zmęczona tym całym czekaniem, że pierwsze co zrobię jak wrócę z lotniska to pójdę się napić. Albo chociaż skręta zjaram. Nie lubię, nie potrafię i nie chcę żyć w takim stresie! Jeżeli tak ma wyglądać małżeństwo, to ja nie chcę ślubu. Adaś wraca w niedzielę! Już nie mogę się doczekać, kiedy przyjedzie! Nie gadałam z nim za długo w tym tygodniu. Byłam pochłonięta projektem, który miałam zaraz wykonać. Szczerze, to byłam tak zabiegana, że nawet mu o tym nie wspomniałam.

Dojechaliśmy na lotnisko. Maniek zaopatrzył nas w przyzwoity sprzęt i jako dziennikarka Uniwersytetu Warszawskiego mogłam rozpocząć swój pierwszy, większy projekt. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt wielu kibiców w hali przylotów, bo chciałabym jednak na spokojnie i bez pośpiechu przeprowadzić wywiad. Czekając na przylot siatkarzy, otrzymałam sms-a od Adasia: "Najsłodsza Moja Narzeczono na świecie! Chcę Ci napisać, że będę studiował dalej w Polsce. Zobaczymy się w niedzielę, bo jeszcze tyle praktyki mi zostało. Już odliczam godziny :) Właśnie idę do szpitala. Miłego dnia, Najdroższa ;*".
- Gosia! Adam zostaje przy mnie!
- To super kochanie! Będziemy musiały to jakoś uczcić, we dwie oczywiście.
- Ej! Wypraszam to sobie! Na wódkę zawsze chętnie pójdę!- wtrącił Maniek.
- Jak wyglądam?- zapytałam.
- Jak prezeterka wiadomości w amerykańskim BBC!- powiedział Maniek.
- Nie podlizuj się w tak niewybredny sposób, bo na wódkę dzisiaj z nami nie idziesz. Ale zawsze możesz do nas wbić, do Nieporętu.
- Usłyszeć coś takiego od Ciebie, to dużo. Na pewno skorzystam z propozycji.
Spojrzałam na tablicę przylotów, samolot z Helsinek właśnie wylądował. Przyznam, że troszkę się stresuję. W końcu wywiadu będą udzielać mi moi ulubieni sportowcy - reprezentacja Polski w siatkówce mężczyzn! Wygrali fazę grupową, trzykrotnie pokonując "wielką" Brazylię. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, nie było wielu ludzi by powitać reprezentantów. Ja na tym tylko skorzystam.
- Bardzo się stresujesz?- zapytała przyjaciółka.
- Trochę. Bardzo po mnie widać?
- Wcale. Jak mi naprawdę zaimponujesz, to zrobię ci taki wieczór panieński, którego nigdy nie zapomnisz.
- No, no, no. Zmotywowałaś mnie jeszcze bardziej. Tylko nie chcę żadnego Kac Vegas, zrozumiano?
- Proszę...- zrobiła oczy jak kot ze Shreka.
- Kamera gotowa?- zwróciłam się do Mańka.
- Tak. Mikrofon też.
- Dobra, nie chcesz Kac Vegas, to będzie Kac Wawa!- zagroziła mi Gosia, po dłuższej chwili ciszy.
- Weź mnie nie wkurwiaj. Byle nie teraz! Jeszcze niechcący zrobię tu rozpierdol...
Pierwszy wychodzi kapitan reprezentacji Marcin Możdżonek. Wszyscy reporteży się na niego rzucili. Spojrzeliśmy na siebie z Mariuszem porozumiewawczo i odpuściliśmy sobie stanie w kolejce. Drugi wychodzi Bartman. Szarpnęłam Mariusza i ruszyliśmy w jego kierunku.
- Dzień Dobry!- uścisnęłam z nim dłoń.- Nazywam się Paulina Dąbrowska, jestem studentką UW na dziennikarstwie i mam za zadanie przeprowadzić z panem wywiad. Czy mógłby mi pan poświęcić chwilę?
- Tak, jasne. Zaczynajmy.
Mariusz dał znak, że zaczął nas nagrywać.
- Zwycięzcy fazy grupowej, być może przyszli medaliści. Mam zaszczyt przeprowadzić wywiad ze Zbigniewem Bartmanem, najlepiej punktującym graczem fazy grupowej Ligi Światowej i jednocześnie najlepszym atakującym. Jak pan ocenia występ polskiej reprezentacji w fazie interkontynentalnej?
- Był on jednym z lepszych występów w Lidze Światowej. Mógłbym powiedzieć, że nawet w całej historii występów polskiej reprezentacji w tych rozgrywkach. Wyszliśmy z grupy na pierwszym miejscu trzykrotnie pokonując Brazylię, co nie udało się polskiej reprezentacji przez ostatnie 10 lat. Cieszymy się z tego, że będziemy grać w finałach tych rozgrywek, mimo to zachowujemy chłodną głowę, bo jeszcze ich nie wygraliśmy.
- Co takiego się stało w Brazylii, że przegraliście z gospodarzem 1:3?
- Cięcie!
- Słucham!? - zapytałam z lekkim zdziwieniem w głosie. Profesjonalizm się udziela...
- Nie odpowiem tobie na to pytanie. Nie mam ochoty.
- Przepraszam, ale od kiedy to jesteśmy na "ty"? Z resztą, z rokapryszonymi sportowcami nie prowadzę wywiadów.
Spojrzałam czy ktoś przygląda się naszej kłótni. Za niewielką grupką ludzi dojrzałam mojego narzeczonego obściskującego się z jakąś brunetką!
- Zaraz kontynuujemy wywiad. Zastanów się w tym czasie o co mogę cię zapytać, a o co nie.- wkurwił mnie facet. Wielka gwiazda z niego i będzie się do mnie zwracał, jakbyśmy się dawno poznali! Znakomity siatkarz się znalazł! Akurat! Podeszłam do obściskującej się pary i głośno odchrząknęłam. Oderwali się od siebie jak poparzeni, a Adam był bardzo zaskoczony tym, że mnie ujrzał.
- W Berlinie jesteś i będziesz dopiero w niedzielę? Widzę, że udało ci się wcześniej przyjechać. Ale to dobrze, oszczędziłeś mi czasu.- rzuciłam w niego pierścionkiem zaręczynowym i powróciłam do obleganego Bartmana przez innych dziennikarzy.
- Co ty odpierdalasz? Właśnie przepadł twój projekt!- powiedział Maniek.
- Nie przepadł. On dopiero teraz nabierze głębszego smaku...
- Paula, nie chcę cię martwić, ale Bartman chyba nie ma zamiaru z tobą dalej rozmawiać. - powiedziała nieśmiało Gośka.
- Zobaczysz, że jeszcze sam do mnie podejdzie! Tymczasem chodźmy do kogoś znajomego.
- A ty nic jej nie powiesz?- zapytał Maniek Gosi.
- Nie przemówię jej do rozumu, dopóki ona sama tego nie zrozumie. Obawiam się, że...
- O co się kurwa obawiasz?! Nie! Nie będę płakać po rozstaniu! Patrz!
Szłam pewnym krokiem w kierunku Winiarskiego, który właśnie gadał ze swoją siostrą. Stanęłam na palcach i seksownie szpnęłam mu do ucha:
- Dzisiaj chcę spędzić z tobą noc.
Po czym wracałam do swoich towarzyszy. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź Michała, bo w połowie drogi objął mnie w talii i mocno do siebie przytulił, opierając swoją głowę na moim ramieniu.
- Będę u ciebie o 20.
Uśmiechnęłam się łobuzerko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Jeżeli mnie wystawisz...- zaczęłam.
- Nie zrobię tego. Idź już.
Wróciłam do swoich przyjaciół, którzy stali w pobliżu Bartmana udzielającego chyba ostatni wywiad, bowiem więcej ludzi się wokół niego nie kręciło. Gosia wbiła we mnie swój wzrok wielkości pięciozłotówek, Mariusz z resztą tak samo.
- To jak? Kontynuujemy wywiad?- powiedziałam z entuzjazmem.
- Będziesz musiała trochę poczekać, bo dopiero teraz dziennikarz przeglądu sportowego dostrzegł, że nie jest oblegany. Bartman, tak samo jak my, przyglądał się wymianie zdań pomiędzy tobą i Adamem. Śmiał się z tej całej sytuacji.
- Jego sprawa, bo mi przez moment nie było do śmiechu.
- Miśka, na pewno wszystko okej?
- Na razie tak. Może to jeszcze nie dotarło do mojego umysłu...
- Wieczorem już nic nie będziesz pamiętać.
- Zamknij się!- syknęłam do Gosi przez zęby. Lepiej, żeby za dużo ludzi o tym nie wiedziało.- Mariuszku, wiem że się nie przyjaźnimy, ale mógłbyś zachować to wszystko w tajemnicy?
- Spoko. Nie takie rzeczy widziałem.- uśmiechnął się serdecznie i puścił do mnie perskie oko.
Bartman skończył wywiad, ale nie zdążyłam i zaczęła się do niego ustawiać grupka napalonych dziewcząt, które pragną autografu i zdjęcia wraz ze swoim obiektem westchnień. "Małe, głupie istotki", pomyślałam sobie.
- Przepraszam was wszystkich, ale naprawdę mi się spieszy.- powiedział Bartman do swoich fanek. Przechodząc obok nas, spojrzał mi w oczy i zakomunikował, że będzie na pierwszym piętrze. Spojrzałam na Mariusza i też wiedział o co chodzi. Po chwili ruszyliśmy na górę, gdzie czekał siatkarz. Z uśmiechem na twarzy podeszłam bliżej niego i powiedziałam:
- Dziękuję, że pan został. Czy są pytania, których nie powinnam panu zadawać?
- Powiem prosto z mostu: przejdźmy na 'ty"!- uśmiechnął się szeroko. Zupełnie inna osoba.
- Miło, że mnie ostrzegłeś.- powiedziałam z lekką pogardą w głosie.
- Oj to szczegół. Mam dla ciebie małą propozycję.
- Słucham.- powiedziałam beznamiętnie.
- Dziennikarstwo to fajna sprawa, szczególnie początki są ciekawe. Mogę się zgodzić, żebyś przeprowadziła ze mną wywiad o czymś ciekawszym niż emocje towarzyszące po zwycięstwie fazy grupowej. Nie masz nic przeciwko?
- Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko?
- Wiedziałem, że układna z ciebie dziewczyna! To dzisiaj, u ciebie, o 19.- to wcale nie zabrzmiało jak pytanie.
- Umówmy się na...
- Wiedziałem, że w końcu o to poprosisz.- przerwał mi.
- Słucham? - czy ja dobrze usłyszałam, że jest bardzo zadufany w sobie?
- Tak tylko. Nic. Nieważne. To kiedy?
- Jutro?
- O której?
- O 16.
- Napisz mi tylko swój adres i numer telefonu, jakby coś miało się zmienić.
Zapisałam wszystkie dane na lewym przedramieniu bruneta. Nie podpisałam się, ciekawe czy zapamiętał moje imię...
- Paula, gdybyś tak jeszcze powiedziała, gdzie to dokładnie jest...- spojrzał na mnie hipnotyzująco, zielonymi oczami.
- Hehehehe. Cała zabawa polega na tym, żebyś się dowiedział. Maniek, masz jutro czas o 16.30?
- Znajdzie się. A co?
- Jutro zrobimy ten projekt u mnie. Adres podam ci później.
- To wyślij mi go sms-em. Weźmiecie ze sobą sprzęt, dobrze?
- A tobie gdzie tak się spieszy?- zapytałam.
- No spieszy mi się. Miłej nocy ci życzę.
- Upojnej chyba.- skomentowała Gosia, gdy Mariusz się od nas oddalał. Łypnęłam na nią groźnie.- Ekscytującej?
- Miło było cię poznać. To do jutra!- powiedziałam przyjacielskim tonem. Wyszłyśmy z hali przylotów i wróciłyśmy do domu.

czwartek, 13 września 2012

11. GOSIA

Jej blond włosy splątane w warkocz sięgały do pośladków. Szła po łące, a wiatr tańczył z kosmykami jej włosów. Rośliny tworzyły miękki dywan dla jej delikatnych stóp. Słońce oświecało tę szczupłą lecz wyniosłą postać. Jasna karnacja idealnie komponowała się z żółtymi kędziorkami. Kroki stawiała zgrabnie i dostojnie. Odwróciła się. Była nieziemska. Słowiańska uroda. Niebieskie oczy, nie przyćmione szarością. Jędrny biust wielkości zielonych melonów. Uśmiechnęła się. Cały świat się zatrzymał, by przyjrzeć się temu niebiańskiemu stworzeniu. Potem ptaki zaczęły śpiewać, a z ziemi wyrastały piękne kwiaty. Dziewczyna podeszła do mnie. Dotknęłam jej dłoni. Była idealnie miękka. Przejechałam opuszkami palców po jej ręce. Była idealnie gładka. Położyłam palec na jej ustach. Były takie kuszące. Nie mogłam się powstrzymać. Zbliżyłam się jeszcze i subtelnie pocałowałam. Smakowała jak sok z magicznych owoców. Słodko, ale trochę cierpko. Posmakowałam jej znowu. Tego nie da się opisać. Zaczęłam pieścić jej piersi. Lizałam jej sutki, gdy nagle jakieś dzwonienie rozległo się wokół, a wszystko zaszyła ciemność...
- Jebany poniedziałek! Oooch ;( A taki piękny sen – powiedziałam niemal ze łzami w oczach.
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Gdybym nie szła na uczelnię przynajmniej mogłabym się teraz masturbować, a nie brać prysznic i doprowadzać się do porządku. Stanęłam przed szafą i przejrzałam co mogłabym założyć. Z braku czasu szybko zdecydowałam i wybrałam zwiewną sukienkę do kostek w kwiaty. Wzięłam torbę, zapakowałam zeszyty i wszystkie potrzebne rzeczy, i poleciałam na dół. Zrobiłam sobie jajecznicę na kiełbaskach sojowych i wypiłam kawę. Nakarmiłam psy. Spojrzałam na zegarek – 6:12. Zerknęłam jeszcze w lustro, sprawdziłam czy wszystko mam i wyleciałam z domu na autobus.

***
Lubię jeździć komunikacją. Chyba, że są jakieś ekstremalne temperatury. Ale ogólnie to bardzo fajna sprawa, zdecydowanie ekologiczna i książkę można poczytać, a idąc na przystanek można się przyjemnie przewietrzyć i pomyśleć. Wracając ze szkoły przyszła mi do głowy owa kobieta ze snu i moja głowa wymyślała coraz to nowe wersje wydarzeń, co mogłoby się zdarzyć potem. Jeszcze w domu jak już się przebrałam i zjadłam obiad chodziła mi po głowie, ale jak zabrałam się za trening z Elemsem i Jackiem, to nie myślałam już o niczym innym tylko o nich i ich postępach. Uwielbiam agility prawie tak mocno jak jeździectwo i jest to moja druga pasja. Poćwiczyliśmy głównie slalom między tyczkami i tunele i troszeczkę poskakaliśmy. To ostatnie zrobiłam i ja ^^
Wróciłam do domu, żeby czegoś się napić. Podjadałam sobie akurat suszoną żurawinę i popijałam soczkiem przed pójściem do stajni, gdy jak huragan wpadła do domu Paula.
- Gosia! Gosia! Nie uwierzysz!- krzyknęła w wielkiej euforii. 
- Co się stało?!- zapytałam zaciekawiona. 
- Telewizja Uniwersytety Warszawskiego dała mi za zadanie przeprowadzić wywiad z siatkarzami! 
- Super!- wpadłyśmy sobie w ramiona.- Kiedy i gdzie musisz to zrobić? 
- Przylatują w piątek na Okęcie, w tym tygodniu grają ostatni turniej w Tampere. Jeżeli wyjdą z grupy, to są w finale! A Brazylia będzie musiała czekać na rozstrzygnięcia pozostałych grup! 
- No to zajebiście kochanie, zajebiście! 
- Tak się cieszę! Szczególnie, że nie mam ściśle określonego tematu! Zrobię z nimi wywiad jak tam po turnieju, wierzę że zwycięskim, i w ogóle! 
- I co najważniejsze, nie musisz się do tego przygotowywać! Całą Polskę objeździłaś wzdłuż i wszerz, byleby być na meczu reprezentacji. O meczach klubowych już nie wspomnę. 
- Nie mogę się doczekać! 

piątek, 7 września 2012

10. PAULA

Wróciliśmy do Nieporętu o 23. Zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Wypiję kawę i będę musiał wyjeżdżać.
- Mam nadzieję, że wypiłeś tylko kieliszek szampana, nie więcej.
- Oczywiście, kotku.- pocałował mnie w czoło.- Nie martw się o mnie na zapas, bo to naprawdę niepotrzebne.
- Chodźmy w takim razie do środka, zrobię ci kawy.
- Witam narzeczonych! Adaś, ty już wyjeżdżasz?- powiedziała Gosia, gdy weszliśmy do środka.
- Niestety.- odpowiedział i pocałował mnie czule.
- Dobra, już zrobię tej kawy, bo widzę, że się od siebie nie odkleicie.
Zaparzyła kawę i podała ją Adamowi. Ja zrobiłam sobie zielonej herbaty.
- I jak było?- zapytała nas przyjaciółka.
- Miło, sympatycznie. Ucieszyli się, że zdecydowaliśmy się na zaręczyny.- odpowiedziałam.
- To super! Dziwne by było gdyby się nie zgodzili. Adam, kiedy znowu nas odwiedzisz?
- Pewnie będę tu w niedzielę, mam ostatni tydzień stażu.
- I co? Potem zostajesz w Polsce czy jednak USA?
- Jeszcze nie wiem do końca czego chcę. Mam nadzieję, że Polska. Którą to już godzinę mamy? - spojrzaliśmy na zegarek - 23.45. To ja już będę się zbierał kochanie. - cmoknął mnie w czoło.
- Tylko jedź ostrożnie! Nie szalej tym swoim pięknym audi!
- Niedługo też będzie twoje.- uśmiechnął się szeroko. - Gosia, tutaj nie rób jej wcześniejszych wieczorów panieńskich!
- Cholera. Czyli muszę zwrócić bilety lotnicze na Ibizę...
- Chyba będę musiał ograniczyć wasze kontakty...- powiedział Adaś żartobliwie.
- Chyba cię pojebało!- odpowiedziała szorstko przyjaciółka. - Nie masz tutaj nic do gadania! I tak na Ibizę polecimy! Chyba, że mam twoją przyszłą żonę zabrać do Brazylii!
- O nie! Wtedy już do mnie nie wróci!
- Może to i dobrze...- bąknęła przyjaciółka pod nosem.
- Słucham?
- Szerokiej drogi, mówiłam. A ty co myślałeś?
- Kochanie, spadaj, bo nie chcę mieć wojny w domu. Zobaczymy się w niedzielę! - pocałował mnie najdelikatniej jak tylko się dało.
I odjechał.
- Nawet nie jest tak chłodno o tej porze.- zaczęła Gosia. Wiem, że nie będzie chciała mnie bezpośrednio odpytywać.
- Ja sobie to wszystko przemyślałam dzisiaj na kolacji i stwierdziłam, że nie ma sensu brać ślubu wcześniej niż za 4 lata.
- Co? Jak to?
- Najpierw chcę skończyć studia, by później móc robić to co kocham najbardziej.
- Ślub nie jest jutro, więc wszystko możesz jeszcze zmienić. A tak a propos tego co najbardziej lubisz, wolałabyś być komentatorem sportowym czy prowadzącą studio przed i po meczowe?
- Do prowadzącej daleka droga, ale wydaje mi się fajniejsza. I tak najpierw muszę być dziennikarką wysyłaną w teren, dopiero później tak zwany awans.
- Wiesz czego chcesz, to dobrze. Tylko zaprocentuje. - poruszyła brwiami w górę i w dół.
- Ja ci dam procenty! Idziemy spać, cholero, bo ktoś ma wykłady o 8.
- Ja pierdolę, nic mi nie mów. Muszę wstać koło 5.30.
- Hahahaha, ja mam na 10.
- Ale ja wcześniej kończę :P Dobra idziemy spać.
Cmoknęłam przyjaciółkę w policzek i poszłyśmy do swoich sypialni.

środa, 5 września 2012

9. GOSIA

Zakochana para sobie poszła. A ja znowu zostałam na włościach. Pogrzebałam w kuchni i znalazłam jeszcze jakąś paczkę kotletów sojowych, a w lodówce pomidora i sałatę. Zabrałam się do kuchcenia. Zrobiłam sałatkę z sosem vinegrete. Gotowe kotleciki zostawiłam jeszcze na patelni, ale wyłączyłam palnik. Wstawiłam wodę na herbatę.
- Maacieek!!! – krzyknęłam przez okno. – Maaaciek!!
Zaraz go zobaczyłam.
- Co się dzieje? – krzyknął w moją stronę.
- Chodź, zrobiłam obiad.
- Łoo, szaleństwo! Mamy jakieś święto?
- Nie, ale zgłodniałam :)
- Za momencik przyjdę.
- Tylko szybko, bo wystygnie.
Postawiłam miskę z sałatą na stole. Kotlety nałożyłam nam na talerze i nakryłam do stołu. Zaparzyłam zieloną herbatę.
- Już jestem. Mmm... jakie pyszności. Ale za zieloną herbatą to wiesz, że nie przepadam...
- Phi! I jeszcze wybrzydza. Cud, że w ogóle znalazłam jeszcze cokolwiek do jedzenia w tym domu, bo na zakupach spożywczych to prawie tydzień temu byłyśmy. Poza tym zielona herbata zdrowsza.
- Yhym. Słyszałem to już wiele razy :P A jak wy nic nie jecie, to się trudno dziwić, że zawsze coś się znajdzie.
- Chciałabym nic nie jeść. A głodomor jestem straszny... Ale nieważne. Jutro musimy pojechać do supermarketu.
- Mnie też zaopatrzcie.
- Naturalnie.
- Faktycznie nie najgorsze te kotlety. – stwierdził z pełną buzią. Rozkosznie to wyglądało. Sałatę miał na brodzie i kapał z niej sos.
- Hahah ojoj dziecinka mała – złapałam serwetkę i wytarłam mu brodę – no już ładnie.
Facet spojrzał na mnie spode łba i zabrał się za dalsze konsumowanie.
- Będę chciała dziś poskakać z Victorem i Jędrkiem, może z Indygo też trochę. Pomożesz mi ustawiać przeszkody?
- Spoko, nie ma problemu. – odpowiedział glamiąc.
- Jak odpowiadasz mógłbyś mieć pusto w buzi?
- Jasne, szefowo. – oczywiście usta miał pełne.
- Tiaa...
Najedliśmy się, zapakowaliśmy naczynia do zmywarki. Poleciałam się szybko przebrać. Wzięłam ze sobą butelkę wody.
Jak doszłam do stajni, Viki stał już gotowy. Wzięłam go do ręki i poszliśmy ustawiać jakieś kombinacje. Szereg z trzech stacjonat na jedno fule, triplebarre i linię stacjonata, okser. Na początek ustawiliśmy koło metra na rozgrzewkę.
Bardzo fajnie dziś chodził. Czułam, że dobrze mu zrobiło wczorajsze ujeżdżenie. Szedł rozluźniony i skupiony. I jak zawsze pełen energii. Linia była dla niego zupełnym banankiem, nawet na wysokości 150cm i okserze szerokim na 1,60m. Tripple ustawiliśmy na szerokość 2 metrów, wysokość 1,40m i też pokonywał go bezblędnie. Szereg faktycznie nie był dla niego najłatwiejszy, ale też dobrze dał sobie radę i doszliśmy do 140cm prawidłowo. Muszę sobie załatwić z kimś treningi, żeby dopowiedział nam nad czym i jak pracować. Na razie C tylko z Victorem chodzimy, a wiem, że już teraz moglibyśmy jechać wyżej. No ale lepiej niżej i pracować nad techniką, więc trener – mus.
Och Victor, Długo marzyłam o takim koniu. Gniady KWPN. Dziadek Luron. Ojciec Imequyl. Matka Versace H. No trudno o lepsze geny. I było to widać. A że od dziecka dobrze wychowywany i zajeżdżany dokładnie, konsekwentnie i z sercem, to żadnym head-shaker’em nie był.
Aż mi się zsiadać z niego nie chciało. Ale czekał Jędruś, synek Lurona, więc w sumie można powiedzieć, że wujek Vikiego, tyle, że młodszy :)
Andrzej też się doskonale sprawił. Jechaliśmy te samą kombinację tylko trochę niżej. Ale szerokości nie zmienialiśmy i niuniek sobie poradził bardzo dobrze. Z Indygo poskakaliśmy też ładnie, ale spokojnie i z umiarem. Koń z doświadczeniem pokonał wszystko bezbłędnie w wymiarach klasy C. Niesamowite z jaką łatwością to robił. Na nim mogłam skupić się tylko na sobie.
Dumna z moich pociech dosiadłam Tenessiego i tu się zaczęło. Pomyślałam, że w sumie możnaby było z nim przeskoczyć chociaż 40cm, ale on był innego zdania. Spływał, wspinał się, kuńbinował. Więc poświęciliśmy kupę czasu na spokojne ogarnięcie misia. W końcu się rozluźnił i zaczął ładnie chodzić. Na koniec udało się nam pokonać parę razy kopertkę 30-40cm. Zmachana, ale usatysfakcjonowana, że się udało, zsiadłam, rozebrałam konia i siebie, wskoczyłam z powrotem i pojechaliśmy pastwiskiem do jeziora. Uwielbiam takie „naturalne” przejażdżki ^^ Weszliśmy do wody. Tessi zaczął grzebać nogą i chlapał dookoła. Woda była baardzo zimna. Zaczęliśmy wchodzić coraz głębiej, że wierzchowiec miał już cały mokry brzuch, a ja nogi do kolan. Uznałam, że woda jest za zimna na jego całkowitą kąpiel, więc poprosiłam go o zatrzymanie, pogłaskałam, wstałam na nim, i sama skoczyłam do wody. Brr! Lodowato, ale fajnie tak się schłodzić. Tenessi w tym czasie powoli wyszedł z wody, otrzepał się i podszedł do reszty stada. A ja usłyszałam szczekające psiaki pędzące w moją stronę. Podbiegły do brzegu i na chwilę stanęły jak wryte. Heheh to moja pierwsza kąpiel tutaj w tym roku. Jack i Elem weszli do wody i zaczęli płynąć w moją stronę, a Shadow cały czas stał na brzegu i wrzeszczał. Nigdy nie przepadał za kąpielami i wolał siedzieć na brzegu, najchętniej wygrzewając się w słońcu ze swoją Panią – Paula zdecydowanie preferowała opalanie, od „wygłupów w wodzie”. Moje niuńki podpłynęły zobaczyły, że nic mi nie jest i zaczęliśmy się bawić. Jednak szczekanie labradora, nie mogło zostać niezauważone...
- Ale mi stracha narobiliście! Już myślałem, że coś się stało, a Tobie się pluskać w jeziorze zachciało. – krzyknął do mnie Maciek.
- Hahah a myślałeś, że po co tu podjechałam? :P – rozbawił mnie.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się, z resztą kobietom to wszystko może wpaść do głowy.
- O tak, najlepiej wszystko zrzucić na kobiety, żeby nie było, że mężczyźni po prostu nie myślą.
- Oj kocie, kocie, ale kombinujesz...
- Bo lubię ^^
- Wiem, dobrze wiem..
- Dobra, wychodzę, zimno już mi się zrobiło...
- Nie dość, że nierozsądne, to jeszcze chorowite.
- To sam wskakuj do wody, zobaczymy ile wytrzymasz!
- Ja zimą po kąpieli chodzę na spacery po pastwisku i wyobraź sobie, że jestem zahartowany, ale taka chudzina jak Ty... eh. Szkoda gadać...
- Mmm komplementami jednak próbujesz mnie udobruchać. Już nic nie musisz mówić, tylko mi chociaż bluzkę oddaj.
- Po co? Jak ją założysz, to zaraz będzie mokra i będzie Ci tak samo zimno. A tak przynajmniej można sobie pooglądać Panią w całej okazałości ;)
- Phi. Jakbyś już wielokrotnie nie widział... Oddawaj bluzkę!
- Dobrze, już zdejmuję. Miss mokrego podkoszulka mieć będziemy... ^^
- Ok. Nic już nie potrzebuję. – Stwierdziłam, po czym zagwizdałam. – Niuńki, chodź no który do mnie.
Najbliżej był akurat Darek, więc wskoczyłam na staruszka i ruszyłam stępem. Stajenny szedł obok nas.
- Nie wiem jak możesz tak wsiadać nago na konia, ja bym umarł...
- Domyślam się. – pokazałam mu język. – Bycie kobietą ma również wiele innych plusów.
- No na przykład?
- Wystarczy spojrzeć na Twoje krocze. – rzuciłam do niego i pokłusowałam do domu.
Nakarmiłam psiarnię. Zjadłam musli z jogurtem, umyłam się i położyłam spać. Jutro poniedziałek = szkoła.
Niestety nie pospałam sobie za długo, bo obudziło mnie szczekanie. Tylko Tula niewzruszona nadal leżała na moim łóżku.

niedziela, 2 września 2012

8. PAULA

Niedzielne słoneczko oświeciło moją twarz. Przeciągnęłam się i zobaczyłam, że Adam ma wzwód. No tak – ranek.  Spojrzałam na zegarek, było już po 10. 
- Kochanie, wstawaj.- powiedziałam łagodnym, miłym tonem. 
- Jeszcze 5 minut.- odkręcił się na drugi bok. 
- Ja ci dam 5 minut, cholero moja.- powiedziałam pod nosem. Sięgnęłam po wazon z kwiatami, wyrzuciłam je na podłogę, a wodę z wazonu wylałam na mojego narzeczonego. 
- Dobra, dobra. Już wstaję!- owinął się kołdrą w pasie i poszedł do łazienki. Wziął prysznic, ogolił się i nago paradował po mojej sypialni. 
- Ubierz się.- powiedziałam do niego. 
- Dobra, ale ty się rozbierasz. 
- Hahahaha, chciałbyś- powiedziałam z pogardą.- Masz jakąś elegancką koszulę na dzisiejszą kolację? 
- Poczekaj, zaraz sprawdzę.- wzrokiem poszukiwał swojej torby. Nie znalazł takowej. 
- Ubierz się, zjemy śniadanie i pojedziemy po koszulę dla ciebie. 
- Już.- powiedział, gdy miał na sobie bokserki. 
- Kocham cię w każdej postaci i w ogóle, ale nie chcę by moja przyjaciółka podziwiała to, co na co dzień było, jest i będzie moje. 
- Ależ ty marudna.- złożył delikatny pocałunek na moich ustach, wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. 
- Na nic moje gadanie. 
Usadowił mnie na blacie i zaczął namiętnie całować, tak jak na pierwszej randce. 
- Ekhem.- głośno odchrząknęła Gosia. Zatrzymaliśmy na chwilę swoje zapędy.- Tylko nie mówcie mi, że będziecie pieprzyć się na blacie. 
- Pierdol się.- odgryzłam się jej. 
- Nie no, i mnie należy się przerwa. 
Wraz z Adamem odpowiedzieliśmy jej gromkim śmiechem. Zeskoczyłam z blatu i powiedziałam Gosi: 
- Na dzisiaj nie planowałam seksu, milordzie. 
- Ja to mam taki kalendarzyk. Zapisuję tam co, jak, gdzie i kiedy. Z kim to już nieważne.- spojrzałam na nią spod byka.- No dobra, aż tak źle ze mną nie jest. 
- Jeszcze.- mruknęłam pod nosem. 
- Mówiłaś coś?- spojrzała na mnie groźnie. 
- Nic, nic. Ale pomysł z terminarzem jest dobry. 
- Wiem, wiem, bo mój.- wyszła z kuchni. Mój narzeczony był bardzo rozbawiony tą całą sytuacją. 
- Z czego tak się śmiejesz? 
- Jeżeli mam mieć taką zakręconą żonę, to mogę wziąć z tobą ślub już teraz.- pocałowałam go czule. 
- My tu gadu, gadu, a koszula sama się nie kupi. Ja zaparzę kawy, a ty weź się za kanapki. 
- Dobrze, milordzie.- powiedział dosadnie, szczególnie słowo "milordzie". Nie będę mu tłumaczyć, że będzie moim parobkiem do końca życia. 
Zaparzyłam kawy, Adaś zrobił pyszne kanapeczki. Zjedliśmy śniadanie, wspominając ostatnie wakacje. Po śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i poszłam się przebrać do mojej garderoby. Wyszłam do hallu, gdzie czekał na mnie Adaś ubrany w dżinsowe spodnie i zieloną koszulkę polo Ralpha Laurena. 
- Czym jedziemy?- zapytałam. 
- Jedźmy moim audi. Póki jeszcze jest w nim porządek... 
- Tiaaa. 
Pojechaliśmy na Targówek, jako że było najbliżej. Kupił sobie koszulę, eleganckie spodnie i do tego ładne, czarne buty. No! Z takim narzeczonym to już mogłam iść na salony ;) W domu byliśmy z powrotem o 14. Wypiłam kawę i poszłam się szykować. Wzięłam odprężającą kąpiel, uczesałam włosy w zgrabnego koka i założyłam elegancką sukienkę w odcieniu pudrowego różu. Dobrałam do niej te kolczyki co dostałam od Adasia i wiadomo - pierścionek zaręczynowy. Do tego jeszce czarne szpilki Louboutina i byłam gotowa. Gosia weszła do mojej garderoby. 
- Łał. Szczęka mi opadła. 
- Jestem teraz prawie najszczęśliwszą kobietą na ziemi. 
- Jak to prawie?- zapytała ze zdziwieniem Gosia. 
- No jeszcze nie mam z nim ślubu. Chciałabym wziąć z nim ślub nie szybciej jak za rok. 
- Sali weselnej możesz zacząć szukać już dziś. 
- Nie spieszy mi się aż tak bardzo, powiem ci szczerze. Wiesz, to że my się zaręczyliśmy nie oznacza, że nasi rodzice się na to zgodzą. Trochę się obawiam mojej teściowej. 
- Dlaczego? Nigdy na nią szczególnie nie narzekałaś. 
- No tak, ale nie była dla mnie jakaś przychylna odkąd się poznałyśmy. Ona chciała by Adam też najlepiej miał za dziewczynę lekarkę, a nie młodszą od siebie o 6 lat studentkę dziennikarstwa. 
- Jeżeli go naprawdę kochasz i jest naprawdę wart twojego uczucia, to olej teściową i rób swoje. Adam nigdy nie wydawał się maminsynkiem. 
- Bo nie jest. Zawsze miał lepsze kontakty z ojcem, mimo że on też dopiero teraz zamieszkał na dłużej w Polsce. 
- Kotku!- zawołał mnie mój narzeczony z hallu. 
- Chyba już czas iść.  
Wyszłam do hallu. Zobaczyłam mojego przystojnego, przyszłego męża. Ta bladoróżowa koszula idealnie podkreślała jego szerokie ramiona. 
- Pięknie wyglądasz kochanie!- powiedział z ogromną radością i pocałował mnie słodko. 
- Ty też, mój seksie jeden. Która godzina? 
- Już możemy wychodzić. Zanim tam dojedziemy... 
- W sumie racja. 
- Powodzenia!- krzyknęła radośnie moja przyjaciółka. 
- Nie będzie aż tak źle.- odpowiedział jej mój narzeczony. Wychodząc, posłałam jej całusa na pożegnanie.  
 
O 17.45 dotarliśmy do Fukiera. Dobrze, że wczoraj zarezerwowaliśmy stolik, bo strasznie dużo ludzi było. Zamówiliśmy butelkę szampana i powiedzieliśmy, żeby przynieśli 6 kieliszków. 10 minut później doszli moi rodzice. 
- Cześć córciu! - powitała mnie moja mama elegancko ubrana. Pocałowała mnie i zapytała - Co to za okazja? 
- Dowiesz się niedługo. Gdzie tata? 
- Zaraz będzie. Cześć Adasiu! - przywitała się z moim narzeczonym. 
- Moja piękna córeczka!- powitał mnie tata.- Co to za okazja? 
- Niedługo się dowiesz. 
- Pięknie razem wyglądacie!- tato przywitał się z Adamem. 
- Czy ty jesteś w ciąży?- zapytała mnie mama. 
- Mamo! Aż tak przytyłam? 
- Nie, ale wypiękniałaś nam. 
- Miłość upiększa.- powiedziałam jej, szeroko się uśmiechając. 
- To po co ten szampan?- zapytał mój tato. 
- Co wy tacy niecierpliwi? 
- Nie niecierpliwi, po prostu ciekawość nas zżera. Ostatnim razem to było, jak miałaś nam powiedzieć na jaki kierunek studiów się wybierasz. 
- Witajcie dzieci! Długo was nie widzieliśmy!- zaczęła moja przyszła teściowa. Chyba się czegoś nałykała, bo w takim dobrym humorze była. 
- Trochę czasu minęło.- odpowiedział Adam. Przywitałam się z jego rodzicami i wszyscy zasiedliśmy przy stole.  
- Pani Aniu, panie Jacku, chciałem prosić o rękę pańskiej córki.- Adaś zaczął bardzo oficjalnie. 
- Paula się już zgodziła?- zapytał moj tato. 
- Tak. 
- Więc i my się zgadzamy, prawda Aniu. 
- Ależ oczywiście!  
- Mamo, tato, czy od was też dostaniemy błogosławieństwo?- Adaś zwrócił się do swoich rodziców. Pan Marek otworzył szampana i zaczął rozlewać do kieliszków. 
- Wznieśmy toast za dobrą przyszłość naszych dzieci!- powiedział przyszły teść. Napiliśmy się szampana, po czym zamówiliśmy coś do jedzenia. 
- No dobrze, kiedy planujecie ślub? Narzeczeństwo to już nie przelewki.- zaczęła moja mama. 
- Nie wcześniej niż za rok.- odpowiedziałam pierwsza. Nie chcę go wcześniej. 
- W sumie dobrze. Z takimi decyzjami nie powinniście się spieszyć. - odpowiedziała pani Maria. 
- Wiem, że może za wcześnie na takie pytania, ale ile zamierzacie mieć dzieci?- zaskoczył mnie tym pytaniem pan Marek. Na to się nie przygotowałam. 
- Dwoje.- odpowiedział Adam.- Może więcej, mam nadzieję że nie mniej, prawda?- spojrzał mi głęboko w oczy. 
- Jak tylko zdrowie pozwoli i studia skończę. 
- Cieszę się, że nauka jest dla Ciebie ważna.- powiedziała moja mama. 
I tak cały wieczór upłynął nam na pogawędce o przyszłości. 

sobota, 18 sierpnia 2012

7. GOSIA

Wzięłyśmy latarkę, całe towarzystwo i poszłyśmy do lasu. Było koło 21, na dworze ciemno. Na szczęście psy trzymały się blisko nas. Nawet Elem nie odbiegał za daleko, pewnie był trochę zmęczony po dzisiejszym terenie. Wolno spacerowałyśmy naszą ulubioną ściężką, uważając, żeby nie potknąć się o żaden korzeń.
- Jestem w szoku, że decydujesz się na coś takiego... Małżeństwo?! To nawet brzmi okropnie. Ja wiem, że od zaręczenia do ślubu może być i 10 lat, ale ... ale to i tak straszne. Nie chcę Ci tego tak obrzydzać... no znasz mnie. Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Sama powiedziałaś, że do ślubu może być nawet 10 lat. Nie chcę się spieszyć, ale kocham go. I zrobię dużo dla nas, naszej relacji, by jeszcze była lepsza, piękniejsza. – odpowiedziała Paulina.
- Ale wiesz, że w ten sposób wyrzekasz się wszystkich innych partnerów?
- Za nikim innym się nie oglądam! Chce być lojalna wobec mojego partnera i tego samego wymagam od niego. Mamy do siebie zaufanie, mimo wszystko.
- Mimo wszystko? Czyli co?
- Wiem, że pytam niewłaściwej osoby, ale ty byś tak puszczała swojego chłopaka na staż za granicę?
- No jasne, że tak, miałabym pełen luz i zero kontroli. Tylko, że
wiem, że Tobie nie o to chodzi... I wybacz, ale powiem to wprost. Ty go tam puścisz i będziesz tu czekała i umierała ze chcicy, a on się tam będzie bawił i używał. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, ale każdy facet taki jest... A tak poza tym, to wyminęłaś się od odpowiedzi :P
- Oj przestań. Ufam mu. Chcę z nim być.
- Dobrze. Skoro jesteś tego pewna i to sprawi, że będziesz szczęśliwa, to popieram to całym sercem.
- Dziękuję kochanie, jestem pewna. Lepiej Ty opowiedz, jak Ci minęła ostatnia noc :P i cóż to za „kolega”? Wiesz, chociaż jak ma na imię?
- Tak. Eee... Patryk! – wymyśliłam szybko. – Znam go z kursu na instruktora rekreacji. – nie umiałam zmyślić niczego lepszego, a tu wiedziałam przynajmniej, że Paula nie będzie miała skąd się dowiedzieć. – Zaprosił mnie do siebie koło 3, więc uznałam, że nie będę musiała wracać jakąś komunikacją i pojechałam do niego...
- Hahahahahaha – Paula wybuchła gromkim śmiechem. – O Boże! Trzymajcie mnie! Hahahahah Sorry Gośka, ale kłamać to ty najlepiej nie umiesz. Huhuhuhahaha...
- No bardzo śmieszne :/ Wcale nie kłamię!
- Taa jasne. Mów jak było. I oczywiście nie wiesz jak miał na imię... Hahahah.
- No wypadło mi akurat z głowy... – jak ona mnie rozgryzła? – Dobrze nam się tańczyło i gadało, a pojechałam do niego, bo tak jak mówiłam, było do niego blisko z klubu, więc uznałam, że się wyśpię.
- Dobra, nie chcesz gadać, to nie gadaj. A jak ten rastaman? Tylko nie mów, że rżnęliście się w tych brudnych klubowych kiblach.
- Wcale nie były brudne!
- Hahaha – przerwał mi znowu śmiech Pauli
- Poza tym wcale się nie rżnęliśmy!
- Przecież sama przed chwilą przyznałaś, że w kiblu, chyba, że to z tym drugim?
- O jajku! Z Tobą się nie da wytrzymać! Nie rżnęliśmy się, tylko uprawialiśmy seks. I było bardzo miło. Nawet zostawiłam mu swój numer.
- No tak. Pełna kultura. Oj Gośka, Gośka...
- No co?!
- Poprawiłaś mi humor. Oj. Poprawiłaś :D
- Przynajmniej tyle dobrze... :)
Tak przygryzając sobie i śmiejąc się wróciłyśmy do domu i położyłyśmy się spać.

środa, 15 sierpnia 2012

6. PAULA

Po zakupach poszliśmy jeszcze na spacer po Starówce. W domu byliśmy koło 19. Zadzwoniłam do rodziców, że zapraszamy ich jutro do restauracji na kolację. Powiedziałam im, że mamy coś ważnego do powiedzenia. Adam także zadzwonił do swoich rodziców i przekazał to samo co ja. Wybraliśmy restaurację Magdy Gessler, która jest na warszawskiej starówce. Adaś wyjeżdża jutro w nocy, więc umówiliśmy się na godzinę 18.
- No, już jesteście. Co tam gołąbeczki?- Przywitała nas Gosia wchodząc do domu.
- Jutro idziemy na kolację z naszymi rodzicami. Wypadałoby im powiedzieć, że planujemy kiedyś wziąć ślub.
- Jakie miejsce wybraliście?
- U Fukiera, tradycyjna kuchnia polska.
- Myślałam, że wybierzesz coś z wegetariańską kuchnią... - łypnęłam na nią groźnie- No co?!- oboje z Adamem wpadliśmy w śmiech.
- Dzisiaj gdzieś się wybierasz?- zwróciłam się do przyjaciółki.
- Niee, jednak czasem też muszę spać.
- No tak. To my idziemy na górę.- wzięłam Adama za rękę i poszliśmy do mojej sypialni. 


- Kochanie, a może byśmy tak... - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania, ale gdy zobaczył mój wzrok od razu spuścił głowę.
- Skoro mamy wziąć ślub, proponuję celibat aż do nocy poślubnej!
- Żartujesz sobie?
- Nie. Pomyśl tylko jak to może nas do siebie zbliżyć jeszcze bardziej. Z resztą dzisiaj nie mam ochoty na seks.
- PMS- mruknął pod nosem.
- Mówiłeś coś?- udałam, że tego nie słyszałam.
- Nie, nic.
- To dobrze. Wyglądasz na strasznie zmęczonego, powinieneś się wyspać, tymbardziej, że jutro nie tylko czeka ciebie podróż, ale też jedno z ważniejszych spotkań w życiu.
- Faktycznie, trochę czuję się zmęczony. Nie obrazisz się na mnie, jeżeli już pójdę spać?
- Nie, kochanie. Śpij słodko, nie będę ci przeszkadzać.- cmoknęłam go w usta i wyszłam z sypialni.
Pod drzwiami spał Shadow, akurat się obudził gdy wychodziłam. Wzięłam go na ręce:
- I co powiesz mój piesku? Idziemy z Gosią na spacerek?- szepnęłam do niego, a w odpowiedzi polizał mój policzek. Weszłam do pokoju Gosi.
- Puka się!
- Dzięki za miłe powitanie. Gdyby tu był jakiś facet, to okej, ale że dzisiaj masz odpoczywać...
- Gdybym spała?
- Byś nie spała. Horror byś czytała, a później bała się w nocy wyjść z pokoju.
- Dobra, nie pierdol mi tutaj, tylko chodź na spacer!
- Właśnie przyszłam z takim zamiarem.

5. GOSIA

W sumie dobrze, że poszli. Pogłaskałam Tulcię po głowie. 
- Hej mała. No i widzisz, co to się dzieje... Nasza Paulinka się zaręczyła... Nie rozumiem tej kobiety. Z takim wyglądem powinna sobie jeszcze poużywać! Heheh. No cóż, ale ja mam całe popołudnie dla moich dzieci. – mówiłam do mojej suni, jednej z 4 naszych psiaków.
Była 13. Poszłam do siebie. Rudy oczywiście smacznie spał na moim łóżku. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w bryczesy. Zeszłam jeszcze do kuchni. Wypiłam szklankę waniliowego mleka sojowego i wyszłam na podwórko.

- Cześć Maćku! – przywitaliśmy się buziakiem. – Jak tam? Nic się nie wydarzyło? Pamiętałeś nakarmić psiaki?
- Hej kocie ;) Tak, pamiętałem. Wszystkie zwierzaki dostały swoje porcje, i nic się nie stało. Wyobraź sobie, że nie było Cię tylko jedną noc :D
- No wiem, ale to jak wieczność... A czyściłeś już niuńki? Bo muszę powsiadać na nie.
- Tak, wszystkie już zrobiłem.
- Oo supcio :) To idę po Jędrusia najpierw,
- Przygotować Ci jego sprzęt?
- Bardzo proszę. Skokówkę i veredusy aer-tec’i. A i jeszcze zwykłe wędzidło.
- Się robi :)

Maciej jest naszym stajennym, ogólnie takim gościem od zwierzaków i złotą rączką. Silny mężczyzna w każdym domu jest potrzebny, a szczególnie kiedy ma się takie zaplecze. Facet, lat 26, wiedział co robi, doświadczenie miał, głowę na karku też, więc doskonale się dogadywaliśmy.
Na pastwisku razem z końmi latali oczywiście Jack i Elem. Dwa łobuziaki. Elems jeszcze młody, ale Jack ponad 8 lat miał na pewno, jednak całkowicie obecnie zdrowy, energii miał dużo. Chwilę i z rumakami, i z psiakami się poganiałam, pobawiłam. Wierzchowca złapałam i poszłam do koniowiązów, psy za nami.
- W teren jedziecie? – zapytał Maciek, kiedy przyszłam z Jędrkiem.
- Tak. Dawno nie byliśmy, a musimy kondycyjnie galop ćwiczyć cały czas. Poza tym upał jest, więc przyjemniej w lesie, niż po maneżu jeździć.
- No jasne. To przyniosę jeszcze coś na owady i was wypsikam.
- Ooch kochany jesteś.

Szybko przygotowaliśmy się do jazdy. Maciek nas dokładnie opryskał, wsiadłam i ...
- Przytrzymaj proszę Jacka, żeby za nami nie pobiegł.
... pojechaliśmy. Doskonała pogoda na teren. I mój Kmicic kochany. Wspaniały koń. Niczego się nie boi. Jeszcze dużo osiągniemy. Z resztą już jest niesamowity. Ma 7 lat, a już w WKKW P-etki popylamy bez problemu, w tym sezonie za N-ki się zabieramy :) A tuż za nami mój niezastąpiony młody whippet dotrzymywał nam kroku.
...
Po powrocie popracowałam jeszcze ujeżdżeniowo na placu z Indygo i Victorem. Wylonżowałam Darka i Tenessiego. Dochodziła 19, więc zabraliśmy się za obrządek.
Gdy wróciłam Paula ze swoim narzeczonym (wtf?!) była już w domu.

4. PAULA

- Tylko nie myśl, że w domu od razu zasnęłam.
- Przyzwyczajaj się, że nie mam zamiaru, tak jak Ty, być w poważnym związku.
- Chyba w jakimkolwiek związku.
- No właśnie. W każdym razie chcę umrzeć spełniona seksualnie, a nie kochać się z tym samym partnerem przez trzy lata.
- Ej, to że mam stałego partnera, nie znaczy, że mam kiepskie życie seksualne! - oburzyłam się.
- Ile razy udawałaś orgazm?
- Raz.
- Tylko?
- Tylko.- ucięłam dalszą rozmowę, gdy wjechałyśmy na podjazd pod naszym domem. Stał jeszcze jeden samochód - dwudrzwiowe, grafitowe audi A5. Psy szczekały. - Czyj to jest samochód?
- Nie mam zielonego pojęcia.
Wysiadłyśmy z samochodu i poszłyśmy na werandę. Nie wierzyłam własnym oczom, gdy ujrzałam Adama, w jasnym smokingu i bukietem czerwonych róż w dłoni. Od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Co ty tu robisz?!- zapytałam zaskoczona.
- Mam dla ciebie małą niespodziankę. Ale o tym dopiero jak wejdziemy do środka.
Gosia przekręciła klucz w zamku i weszliśmy do środka. Odwróciłam się do mojego chłopaka, by wyczytać z jego twarzy coś więcej. Uklęknął przede mną, wyjął granatowe pudełeczko i spojrzał głęboko w oczy.
-Wyjdziesz za mnie?- zapytał, pokazując złoty pierścionek z brylantem.
Wzruszyłam się i łkając przystałam na jego propozycję. Wpadliśmy sobie w ramiona i oddaliśmy namiętny pocałunek. Nie spodziewałam się tego! Specjalnie przyjechał do mnie z Berlina, tylko po to by się oświadczyć!
- Kochanie, tylko powiedz mi co z twoim stażem w Niemczech?
- Wybłagałem ich o dwa dni wolnego. Zaryzykowałem i szpital się zgodził!
- To cudownie! Piękny samochód kupiłeś, muszę ci powiedzieć.
- Nie kupiłem, dostałem w prezencie od rodziców.
- A z jakiej to okazji?
- Dostałem się na specjalizację w Stanach!- ŻE CO KURWA? ON MNIE PROSI O RĘKĘ, TYLKO PO TO, BYM MU NIE UCIEKŁA?
- Rozumiem, że zamierzasz tam jechać...- powiedziałam trochę smutniejszym tonem.
- Zastanawiam się. Nie po to się zaręczyliśmy. No właśnie, trzeba by zaprosić naszych rodziców i w ogóle.
Najpierw kamień spadł mi z serca, a teraz pojawił się na nim głaz. Ja pierdole! Tylko nie to!
- Zrobię coś jutro albo zabierzemy ich do restauracji.
- Helloł, ja tutaj też jestem!- odezwała się Gosia.
- No, dlatego wiesz o tym już teraz. To powinien być dla ciebie zaszczyt.- powiedział mój narzeczony.
- Kocham cię słonko, ale wiesz, mój narzeczony jutro wyjeżdża, więc chcę się nim nacieszyć...
- Tak, idź już sobie.
- Dzięki!- cmoknęłam ją w policzek.- To gdzie jedziemy?- zwróciłam się do Adama.
- Szkoda czasu na podróż, więc zabieram cię na zakupy!
Co jak co, ale rzadko to robił. Oczywiście, że nie odmówiłam.

Po 40 minutach byliśmy w Złotych Tarasach. Ze splecionymi dłońmy weszliśmy do Victoria's Secret. Adaś biegał pomiędzy wieszakami, co chwila komponując komplet składający się ze stringów, biustonosza i szortów. Stwierdziłam, że nie będę mu przeszkadzać, więc postoję sobie chwilę. Nie minęło 5 minut, a on już przy mnie stał z sześcioma kompletami. Wybrał jaskrawe kolory, takie jak żółty, różowy, zielony, ale też nie zabrakło czerwieni, bieli i czerni.
- Po co aż tyle? Jednej nocy tego wszystkiego nie założę.
- Nawet o tym nie pomyślałem. 70C staniki i 36 majtki. Dobrze wybrałem?
- Tak. Skoro już to wszystko trzymasz, to możesz iść do kasy.
- Dobra.
Poszedł do kasy, by za wszystko zapłacić. Ten kasjer jest całkiem, całkiem i zauważyłam, że na mnie spoglądał, gdy Adaś latał pomiędzy bielizną. Będę tu musiała sama wpaść albo z Gosią. Mój mężczyzna już przy mnie stał z ogromną torbą, nie chciałam wiedzieć ile zapłacił za samą bieliznę.
- To co? Kolczyki jakieś na jutro? Swarovski czy Apart?
- Ja ci jeszcze nie odpowiedziałam, a ty już pytasz w którym sklepie!
Weszliśmy do Apartu. Wybrałam złote kolczyki z szafirami i damentami. Adam zgodził się na nie, tylko dlatego że pasują do moich oczu.
- Zabieram cię jeszcze na obiad do naszej ulubionej restauracji.- powiedział szatyn, gdy wyszliśmy ze sklepu.
- Nie rozpieszczaj mnie tak. Chodźmy teraz na kawę i ciasteczko, a jutro i tak pewnie pójdziemy do restauracji.
- No racja. Wybierzmy się do Starbucks'a w takim razie.

niedziela, 29 lipca 2012

3. GOSIA

W tańcu ocieraliśmy się o siebie biodrami. Całym ciałem. Byliśmy tyłem do siebie, by potem odwrócić się i zobaczyć, lepiej poczuć. Biustem dotykałam jego torsu. Musnęłam ustami jego szyję. Zsuwałam się w dół, rękoma wodząc po całym jego ciele, nie przestawałam patrzeć mu głęboko w oczy. Gdy wróciłam, namiętnie mnie pocałował. Był świetny, muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Zaczął przygryzać i całować moją szyję. Wsunął rękę pod moją bluzkę. Pieścił mój biust z takim wyczuciem, uwielbiałam to. Ponownie mnie pocałował. Serce zaczęło mi łomotać. Czułam jak jego oddech się przyśpieszył, a spodnie w kroczu uwypukliły.
Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się w toalecie. Zamknęliśmy się w kabinie. Zaczęłam rozpinać jego spodnie. On zdejmował moje. Wszystko działo się tak szybko. Nie mogliśmy się doczekać. Zdjął bokserki. Jego nabrzmiały penis zapowiadał mocne wrażenia. Wyjął gumkę, a ja oparłam się rękoma o górę sedesu i lekko wypięłam. Nawet nie zdejmowałam stringów, on tylko dłonią przesunął materiał i wszedł od tyłu. Ach. Przez całe ciało przeszył mnie lekki dreszcz, A on już kontynuował w energicznym tempie. Trzymał mnie w talii. Co jakiś czas zmieniał tempo i kąt. Jedną ręką pieściłam swoją clitoris. On przycisnął mi swoją dłoń do ust, by nie było słychać pojękiwania. Ciepło zalewało całe moje ciało. Zbliżał się finisz. Jak mało czasu potrzebowaliśmy. Zacisnęłam mocno mięśnie. Wybuchł. Poczułam to tak intensywnie, i w tym momencie doszłam. Wyszedł ze mnie. Oparł się ręką o ścianę. Krople potu spływały po jego piersi. Nieziemski widok. Poprawiłam bieliznę. Ubraliśmy się. Podarował mi jeszcze jeden pocałunek. Wyszliśmy z toalety. Szedł tuz obok, obejmując mnie w pasie. Podeszliśmy do baru. Zamówił nam po drinku. Poprosiłam barmana o mazak. Zanotowałam swojemu towarzyszowi numer telefonu na ręku i szybko oddaliłam się i zniknęłam w tłumie. Chwilę tańczyłam samotnie. W głowie odtwarzałam wszystkie obrazy i odczucia, których przed chwilą doznałam. Coraz to nowi mężczyźni kręcili się wokół mnie. Z tymi ciekawszymi tańczyłam dłużej, czasem smakując ich ciał i ust. Był wśród nich brunet z lekkim seksownym zarostem. Znacznie delikatniejszy od tamtego rasta. Wydawał się trochę niezdecydowany. Jego pocałunek zaskoczył mnie, było w nim coś innego niż samo pożądanie. Tańczyliśmy jeszcze jakiś czas razem. Nie mogłam go rozgryźć. Zaprosił mnie do baru. Wypiliśmy kilka drinków patrząc w siebie. Zapytał, czy chciałabym do niego pojechać. Zgodziłam się.
Wyszliśmy z klubu. Było koło 2 w nocy.
- Gdzie mieszkasz? – zapytałam.
- Niedaleko. W mieszkaniu obok skrzyżowania Wawelskiej z Raszyńską.
- O, to faktycznie bliziutko.
- 5 minut.
Zatrzymał się przy srebrnym samochodzie, takim klasycznym, zadbanym. Otworzył mi drzwi. Usiadłam, zapięłam pasy i napisałam krótkiego esa do Pauli „Jestem u kolegi. Róg Wawelskiej i Raszyńskiej. Wszystko ok. Wrócę rano. Buziaki.” Mam nadzieję, że nie będzie się martwiła.
- Wszystko w porządku? – zapytał opiekuńczo.
- Tak. Pisałam do przyjaciółki, żeby się nie martwiła.
- Aa. Byłyście tu razem?
- Tak, ale Paula wyszła wcześniej.
- Mieszkacie razem?
- Heheh jesteś policjantem? A ja przestępcą? – uśmiechnęłam się i położyłam swoja dłoń na jego udzie.
- Który nie zna swoich praw?
- Och, - Wodziłam palcami po jego nodze, zbliżając się do krocza. – Nie wolno mi…? – w tym momencie rozpięłam mu rozporek. Spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem.
- Myślę, że Pani potrzebuje dokładnego wyjaśnienia wszystkich zasad. Zaraz się tym zajmę…
Zatrzymał samochód na podwórku między budynkami. Było zupełnie ciemno. Pochylił się moim kierunku i pocałował. Rękoma wodził po mojej twarzy i szyi. Zaczęłam pieścić jego członka przez majtki. Spojrzał na mnie krótko i kontynuował pocałunek.
- Przenosimy się. – zakomendował. Wysiadł z samochodu, a po chwili usiadł na tylnym siedzeniu. Nie kazałam mu na siebie czekać. Przecisnęłam się między przednimi fotelami. Już wiedziałam, co się święci…
Całowaliśmy się namiętnie, przygryzał moje wargi. Zaczął pieścić moje piersi. Bardzo mocno. Przyszczypywał je. Bolało… przyjemnie. Nawet nie zauważyłam, że już zsunął spodnie i zabierał się za moje. Rozpięłam kilka guzików jego koszuli. Położył się na fotelach. Podał mi gumkę. Założyłam mu ją, był wielki. I dosiadłam. Aaa! I znów ten ból. Trzymał mnie za pośladki. Galopowałam z nim w sobie. Przeszłam do kłusa. Wysiadywałam. Potem anglezowałam i znów rzuciłam się w dziki galop. Dbałam o swoja clitoris. Och! Już nie mogłam! Skurcze przeszywały, co chwila całe moje ciało. On przyciskał mnie coraz mocniej do siebie. Wchodził do końca. I bez końca. Cała drgałam i krzyczałam. Trzymałam go za włosy. Ciagnęłam. Ręką zaczął podszczypywać moja clitoris. Orgazm przeszył całe moje ciało. Ale nie zamierzałam jeszcze kończyć. Na chwilę położyłam się cała na nim. Pocałowałam. Zaczęłam przygryzać szyję. I ruszyłam dalej. Zacisnęłam mocno mięśnie. Od razu doszedł. Czułam się fantastycznie. Jego palce wędrowały po moich plecach.
- Hmm zapomniałem, że zaprosiłem Cię do domu…
- Właśnie. Tyle czekać.. – odpowiedziałam mu z udaną pogardą.
Ubraliśmy się, wysiedliśmy i poszłam za nim. Weszliśmy do jego mieszkania. Nieduże, ale z myślą urządzone. Zdecydowanie czyste, ale trochę nabałaganione. Pewnie często przychodziła sprzątaczka, ale on i tak, jak to mężczyzna, nie potrafił żyć w porządku.
Zaprosił mnie do kuchni. Napiliśmy się soku i zjedliśmy kilka kanapeczek, rozmawiając o samochodach. W sumie to on mówił, ja nawet nie starałam się zrozumieć.
- Mógłbyś pokazać mi, gdzie jest łazienka? Chciałabym się odświeżyć.
Miał dużą wannę. Podał mi czysty ręcznik i wyszedł. Nie zamykałam drzwi. Od razu zobaczyłam leżący na półce lubrykant i paczkę prezerwatyw. Chyba był przygotowany na gościa…Rozebrałam się i wsunęłam pod wodę. Usłyszałam klasyczną muzykę. A on niedługo zajrzał do środka, był już nagi. Wsunął się do wanny z drugiej strony. Zaczął mnie myć. Po kolei masował każda część mojego ciała. Nakręcał mnie, Wysunęłam się lekko z wody. On założyłam gumkę, a ja „wymasowałam” jego członka z dużą ilością żelu intymnego. Położyłam się i uniosłam biodra. A on położyłam się na mnie i wszedł. Woda z jednej strony przyjemnie chlupała dookoła nas, a drugiej jednak trochę mnie suszyła. Dotarł bardzo szybko na szczyt. Wziął słuchawkę prysznicową, nakierował na mój guziczek i chwilę później dotarłam na swój Mount Everest. Wyszłam z wanny. Wytarłam się i poszłam do jego sypialni. Weszłam pod kołdrę i momentalnie zasnęłam.

Obudził mnie dzwoniący telefon.
- No wreszcie się do Ciebie dodzwoniłam. Czemu nie odbierałaś? Gdzie jesteś? Kiedy będziesz? – usłyszałam potok słów z komórki.
- Eee... cicho... eh obudziłaś mnie! – wymamrotałam...
- Chuj mnie to obchodzi! Wiesz, która godzina jest?!
- Nie i też chuj mnie to obchodzi...
- Ja pierdolę. Jest po 11!. Eh. Rusz dupę i wracaj do domu. Martwiłam się o Ciebie...
- Oj przepraszam. Mówiłam, że nie ma czym. Wszystko jest w porządku. Już wstaję i zbieram się do wyjścia. – rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam, że mojego bruneta nie ma... – I mogłabyś po mnie przyjechać?
- Tiaaa. A Twój „kolega” nie może Cię odwieźć?
- Na razie próbuję go zlokalizować... No weź przyjedź. Wyjdę na skrzyżowanie, żebyś mnie szybko zwinęła :)
- No niech Ci będzie, ale za dobra dla Ciebie jestem. Będę za jakieś pół godziny...
- Ok. Dzięki. Kocham Cię. To buziaki.
- Aha pa.

Wstałam z łóżka, owinęłam się prześcieradłem i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam włosy i w ręczniku powędrowałam do kuchni. Bruneta wszędzie brak. Na lodówce wisiała kartka „Musiałem wyjść do pracy. Klucze leżą na stole w salonie. Wychodząc zamknij proszę drzwi, a klucze zostaw pod wycieraczką. Byłaś na prawdę wspaniała.” No wiem. Ty w sumie też niezły. Zaparzyłam sobie kawy, zjadłam jabłko i zamknęłam oczy. Boże, co to była za noc?! Coś pięknego. Ale dziś to już chyba dam spokój z imprezą. Och, byli na prawdę zajebiści ;) Z zamyślenia wyrwał mnie telefon.
- Będę za 5-10 minut. Wychodź. – rozkazała Paula.
- Hahah spoko.
Pozbierałam swoje ubrania, włożyłam do torby, a na siebie założyłam znalezioną w jego szafie czystą koszulę i w niej wyszłam z mieszkania. Zastosowałam się do jego instrukcji i zaraz byłam już na ulicy. Praktycznie od razu zobaczyłam nadjeżdżające BMW. Wskoczyłam do samochodu. Przywitałyśmy się buziakiem.
- Hejka. I jak tam? Szkoda, że się zmyłaś tak wcześnie... – zagadałam.

2. PAULA

W tym klubie było tak tłoczno i duszno, że wyszłam na taras zaczerpnąć świeżego powietrza. Stałam chwilę oglądając panoramę miasta nocą. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i po chwili obróciłam się w stronę wysokiego blondyna. Hollywoodzki uśmiech, zielone oczy i błękitna koszula, opinająca jego szerokie ramiona. W prawej dłoni trzymał butelkę zamkniętego szampana.
-Skusisz się?- uśmiechnął się zawadiacko, pokazując butelkę. Zauważyłam, że na ręku ma zieloną opaskę. - Michał jestem. - po chwili dodał.
-Paula, miło mi.- uścisnęłam jego dłoń.
-Panie pierwsze.- podał mi zamkniętą butelkę. Niezdarna ja ochlapała jego koszulę.
-Przepraszam Cię bardzo!
-Nie szkodzi.- zdjął koszulę i moim oczom ukazał się atletyczny tors.- Od razu lepiej.
- Nie będzie ci zimno?- zapytałam troskliwie. Ja pierdolę! Sam seks.
Podszedł do mnie. Przełożył kosmyk moich włosów za ucho, głęboko spojrzał w oczy i powiedział:
- W radiu mówili, że dziś będzie gorąca noc.
Nachylił się do mnie i zaczął namiętnie całować. Niesamowicie to robił. W dzikim pożądaniu wirowaliśmy po całym tarasie. Lekko zdyszani oderwaliśmy się od siebie.
- Mieszkam w Białobrzegach, to niedaleko. Jedziemy do mnie.
"No faktycznie niedaleko. Zaraz się okaże, że to kumpel mojego chłopaka. Zmywam się stąd."- pomyślałam.
- Chętnie, ale nie mogę zostawić mojej mamy samej w tym klubie. Niesamowicie całujesz. Szczęścia życzę.- uśmiechnęłam się i wróciłam do środka. Wzrokiem odnalazłam Gosię. Tańczyła z mężczyzną z dredami. Czy nie tańczą ze sobą odkąd tu przyszłyśmy? Tak coś mi się wydaję. Przyjaciółka też mnie dostrzegła i grzecznie poprosiłam ją na moment.
- Coś się stało Paula? Przerywasz mi taniec z super facetem!
- To jedź do niego skoro jest fajny. Ja wracam do domu, bo mogę mieć przypał.
- Co? Jak to?
- Teraz na tarasie całowałam się z gościem z Białobrzegów. Nie znam dokładnie towarzystwa mojego chłopaka, a ten gość wydawał mi się jakby znajomy. Jedziesz do kolegi czy wracasz ze mną?
- Jedź spokojnie do domu. Nie szalej po drogach. Dam sobie radę.- puściła do mnie perskie oko i poszła tańczyć z tym facetem. Opuściłam klub i bezpiecznie wróciłam do domu.

1. GOSIA

- I co o tym myślisz? - zapytałam Pauli pokazując wydarzenie na facebooku.
- Przecież to jest impreza dla gejów! A to niżej?
- Wcale nie! Z resztą jeden chuj! Jedno i drugie w Lucidzie, hetero też sobie znajdziesz ;p ale sama decyduj, na którą wolisz, dziś czy jutro...
- No oby! :D Dziś i jutro! Proste!
- Hahah bardzo dobrze! W takim razie musimy się powoli zbierać. Idę się przebrać.
Rozeszłyśmy się do pokoi, by przygotować się do wyjścia.

Pomalowana i przebrana zeszłam do hallu...
- Paula! Pauuuuula!!! Szpilki czy trampki??!?!?!?
- Nosz kurwo no! Idę!
- Szybciej pizduś. No to, które? Te różowe czy zielone?
- Jeden chuj! I tak cię ktoś wyniesie.
- Hahah dzięki słońce. joł. ... To zielone trampusie założę, wygodniej będzie.
- Ja wolę szpilki.
Poszłyśmy do bmw Pauli i ruszyłyśmy do klubu.

Bardzo dobrze, że założyłam trampki, bo pół godziny stałyśmy w kolejce. A i tak wielu ludzi nas przepuściło, trudno się dziwić. Paula w swoich czerwonych szpilach wyglądała nieziemsko. Dostałyśmy się do środka. Wzięłyśmy opaski na ręce, ja oczywiście zieloną (wolna) i niebieską (na jedną noc), a Paulina czerwoną (zajęta) i niebieską - hipokrytka. Lucid jak zwykle zapchany, ale bardzo dobrze, będzie w czym przebierać... ^^
W dolnej sali leciało głównie techno, więc poszłyśmy na górę, gdzie dominowało r'n'b, pop, różne znane utwory i ich przeróbki. Podeszłyśmy do baru, wypiłyśmy kilka drinków i ruszyłyśmy na parkiet. Nie minęło 10 minut, a już zaczęli cisnąć do nas różni kolesie, Paula wyrażała dezaprobatę, ale mi jeden chłopak bardzo się spodobał i przyjaciółka zniknęła mi z oczu. Nie próbowałam jej szukać, wolałam oddać się muzyce, tańcowi, jego ruchom. Był wysoki, przystojny, miał duże oczy, prosty nos i ... dredy. Zawsze ciągnęło mnie do dredów, ale nie każdemu w nich dobrze, więc łatwo odpaść z obszaru mego zainteresowania... Ale ten facet był ach, prosto pyszny! Tańczyliśmy, czułam jego zapach.

Siema ;)

Cześć. Jesteśmy warszawskimi studentkami. Przyjaźnimy się od małego, a od paru lat mieszkamy razem w domu niedaleko Zalewu Zegrzyńskiego. Uznałyśmy, że fajnie byłoby przedstawić wam nasz fantastyczny świat. Zapraszamy do czytania, Gosia i Paula.


Prosimy o komentowanie :) [osoba podana w tytule rozdziału jest jego narratorem]
Informacje o nowych rozdziałach:
fejs http://www.facebook.com/paulina.dabrowska.37604

GG 44305414

Opisane wydarzenia mają charakter fikcyjny. Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa (oprócz sportowców).