Translate

Fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt

Ratuj Konie

niedziela, 8 czerwca 2014

21. GOSIA

- Przetańczyłam całą noc, świetnie było :) - rozmawiałam z Maćkiem, szykując Kmicica i Victora do jazdy. - Ale nóg nie czuję ...
- Domyślam się, że resztę towarzystwa mam polonżować?
- Nioom w sumie to byłoby wspaniale jakbyś mógł :) - dałam mu buziaka. - Nie wiem, czy dziewczyny mają jakieś plany, ale i tak muszę się sprężać. Póki śpią to luz ...
- Wsiadamy?
- Yhm. - dosiedliśmy rumaki. Ja wsiadłam na Jędrka, Malinowski na Victora, i pojechaliśmy w teren.

Jechaliśmy obok siebie gadając i śmiejąc się. Konie szły równo, co jakiś czas prychając. Słońce przeświecało przez korony drzew. Ptaki śpiewały, wiatr grał na liściach drzew. Ruszyliśmy kłusem i stukot kopyt dopełnił leśną muzykę. Skręcaliśmy w różne ścieżki, jedne przejezdne, inne już strasznie zarośnięte.

- Spójrz! - krzyknął do mnie wskazując ręką daleko w przód.

Stado łań zobaczyło nas i raźno zerwało się do ucieczki. Maciek ruszył za nimi. Pędziliśmy wyciągniętym galopem, podziwiając te zgrabne, skoczne zwierzęta i ich białe dupki. Wjechaliśmy za nimi w las i musięliśmy zacząć zwalniać w labiryncie drzew i krzewów. Przeskoczyliśmy przez zwalone drzewo, a potem już stępem podążaliśmy przed siebie, podziwiając nasz przydomowy raj w lesie. Łanie gdzieś nam zniknęły, ale dookoła było tyle zieleni, jakiś owad przeleciał obok ucha. Łamały się gałązki pod kopytami, a przed nami jakiś prześwit... Co tam jest?

Wyjechaliśmy na dawno nie odwiedzaną polanę, wysoka trawa, a dookoła drzewa, kwitnące rośliny tu i ówdzie. Ten zapach i słońce rozświetlające nasze twarze. Byliśmy tu już kiedyś. Kiedy? Nie pamiętam. Ale było wspaniale. Wspomnienia leciały mi przez głowę. Teraz też jest cudownie. Poczułam ciepły, szorstki dotyk na swojej dłoni. Spojrzałam w jego oczy. Przecież to było takie oczywiste. Byłam taka szczęśliwa. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w las. Jego tętno. Jego życie. I oddech. Szorstką, ale przyjemną dłoń poczułam na policzku. Byłam bezpieczna i spokojna. Uśmiechałam się w sobie. Wypełniło mnie ciepło. Serce zaczęło bić mocniej. Rozchyliłam wargi, by czerpać jeszcze więcej świeżego powietrza. Wilgotne, mięsiste usta spotkały się z moimi. Były takie delikatne i czułe. Pieściły mnie i moją duszę. Kręciło mi się w głowie, przed oczami pojawiły się miliony kolorów i nie chciałam, żeby to się kiedykolwiek kończyło. Trzask.  

Nagle Kmicic bryknął odganiając od siebie Victora. Maciek spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami. Wtem metaliczny dźwięk z mojej kieszeni definitywnie zakończył wszystko. Szybko wyjęłam bzyczący przedmiot i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Czego chcecie? - powiedziałam rozżalona.
- Gdzie Ty jesteś? Wracaj szybko, jedziemy nad Zalew.
- Już? Nie mogłyście spać dłużej?
- Nie, nie mogłyśmy. Psy szczekają, żyć się nie da. Wracaj i je uspokój.
- Eh. Taaak. No to niedługo będziemy. - rozłączyłam się.

Maciek stępował już w stronę stajni. Podjechałam do niego i złapałam za rękę.
- Nie kombinuj, bo się zwalisz jeszcze. - powiedział do mnie z
przekorą. Wjechaliśmy w chaszcze na zmianę stępując i kłusując jak tylko była taka możliwość.

***
- Wreszcie! Przebieraj się szybko i jedziemy do Havanki! - krzyknęła do mnie Paula.
- Ooo a ona już na wodzie? - zapytałam zaskoczona.
- Niom. Właśnie ojciec do mnie dzwonił i mówił, że od paru dni już gotowa. Najwyższa pora, żeby ją zabrać do nas.
- Zadzwoniłyśmy już po znajomych. - dodała Klaudia.
W marynistycznej odzieży i bikini pod spodem dojechałyśmy do portu. Nie mam pojęcia, kiedy Paula zdążyła się zaopatrzyć w krótkie spodenki, koszulkę polo i bluzę SLAM'u z najnowszej kolekcji, chyba nie mogła znaleźć już czegoś droższego :D Dowiedziałyśmy się u bosmana, gdzie stoi cacko.



Na pomoście Paulina prawie skręciła kostkę, bo oczywiście musiała być w koturnach. Havana prezentowała się pięknie. Rok temu przyjaciółka dostała ten jacht (Antila 27) od rodziców, kosztował jakiś ogromny majątek. Weszłyśmy na pokład. Paula wskoczyła od razu do środka.

- Tak! - krzyknęła. - Wiedziałam! Paczajcie co mamy w barku! - w ręku trzymała wódkę Belvedere. A po jej minie można było stwierdzić, że ta butelka nie była solo.

- Siema! - zawołał do nas Janusz wchodząc na żaglówkę. Za nim był już Michał i Grzesiek.
- Cześć. Świetnie, że już jesteście :)
- Łuhuhu a co tam macie?
- Mój tatusiek zafundował nam Belvedere. - zakomunikowała Paula.
- Wow. To na chuja piwo kupiliśmy? - Grzesiek postawił siatkę na deku. Zaśmialiśmy się.
- Nie zmarnuje się :)

Piwo zasztauowaliśmy. Ja odcumowałam. Wypłynęliśmy z portu i poczuliśmy przyjemny wiaterek. Wiała jakaś 3. Nie tracąc czasu postawiliśmy grota i foka, a dziewczyny zabrały się za rozlewanie trunków do kieliszków. Janusz siedział przy sterze i zdecydowaliśmy, że we dwoje pozostaniemy trzeźwi, a z Michałem na zmianę pilnowaliśmy szotów. Płynęliśmy na północ, w kierunku Serocka.

sobota, 31 maja 2014

20. PAULA

Był wieczór. Prowadziłam mało przyjemną rozmowę telefoniczną z moją mamą, gdy przerwał mi dzwonek do drzwi...
- Cześć słońce! - Klaudia postanowiła mnie odwiedzić! Strasznie długo nie widziałam swojej przyjaciółki.
- Zapraszam do środka! Ale mi zrobiłaś niespodziankę!
- Co tam u ciebie nowego? - zapytała blondynka, gdy parzyłam kawę.
- Zerwałam z Adamem, zastanawiam się czy nie lecieć na finały do Sofii i tak już nic ciekawego się nie wydarzyło.
- Naprawdę?! Zerwałaś z nim?!
- Tak jakoś wyszło. Ale nie myślę już o tym. Niewiele czasu minęło, ale miałam dobrego terapeutę - poruszyłam brwiami w górę i dół.
- Ktoś nowy? - też poruszyła brwiami w ten sam sposób.
- Bez zmian. Jestem tradycjonalistką.
- Wiem, bo się nie zmieniasz. Ty bez skoku w bok to nie ty.
- Wypraszam to sobie! Ostatnio byłam wierna mojemu partnerowi. Oczekiwałam tego samego, ale, no cóż...
- Nie kłam tyle, bo nos ci się wydłuża.
- Dzięki. -odpowiedziałam z pogardą i podałam przyjaciółce kawę.
- Tobie też próbuje zamydlić oczy?- Gośka bezszelestnie pojawiła się obok nas. Musiałam wcześniej nie słyszeć jak wchodziła do domu. Przywitały się z Klaudią i dosiadła się do stołu.
- Porobiłam wszystko w stajni i czuję się tak błogo zmęczona, ale wiecie co? Znajdę jeszcze energię na tańce!
- Świetny pomysł! - odrzekłam. - Dobrze się składa, bo dopiero co miałam mało przyjemną rozmowę z moją mamą...
- Wspomnienia? - zapytały obie jednocześnie.
- Tak trochę... - po chwili namysłu - Znowu nie ma po kim. Rzadko się widywaliśmy, seksu było mało, a więcej uniesień ostatnio dostarczał mi wibrator. Cały czas się spóźniał i nie mogłam na niego liczyć...  - znowu Michał achhhh... Na chwilę zapomniałam o obecności dziewczyn i odpłynęłam...
- To jak? Bierzemy mój samochód? Chętnie będę prowadzić, bo nie zamierzam pić - posłałam im delikatny uśmiech.
- A może jednak powinnaś? Nie chcę Cię namawiać, ale może trochę byś się zrelaksowała? - powiedziała Klaudia.
- I wątroba musi czasem odpocząć! - wtrąciła Gosia, na co z Klaudią zaczęłyśmy się śmiać.
- Zobaczymy jeszcze w takim razie - odrzekłam radośnie wstając od stołu. - W takim razie można zacząć się szykować!
- Bym zapomniała! Jutro przecież mamy imprezę na Twoim jachcie! Więc wszystkie powinnyśmy zachować trochę energii i zdrowia na jutro.
- Wiedziałam, że jak do Was przyjadę to nie będę się nudzić! Ach te wasze co sobotnie rytuały imprezowania... - stwierdziła Klaudia kręcąc głową.
W klubie byłyśmy o 23. Zeszło się trochę dłużej niż godzinkę, ale we trzy wyglądałyśmy olśniewająco. Każda w wysokich szpilkach i krótkich sukienkach mini. Jedyne różnice to kolory. Klaudia założyła szarą, zwiewną sukieneczkę i pomarańczowe szpilki, Gosia miała na sobie zieloną sukienkę, mocno przyległą do ciała i czerwone szpilki, a ja postawiłam na fioletową mini i żółte szpileczki. Jak szaleć, to szaleć ;) Z głośników leciała muzyka z lat 80'. Przeboje Boney M., ABBY czy Sandry wiodły prym, jeżeli chodzi o ilość ludzi na parkiecie. Dobre drinki, dobra muzyka, tylko szkoda że pośród tłumu ludzi tak niewielu mężczyzn. Po prostu szkoda, że nie mam na kim oka zawiesić.



sobota, 11 stycznia 2014

19. GOSIA

- Łuhu! Koniec! Teraz możemy bawić się do upadłego! – wrzasnęłam wbiegając do domu.
- Hahah zaczynamy od dzisiejszej dżamprezy ;)
- Tak, tak :)
Przebrałam się, zjadłam banana i popędziłam póki czas do stajni. Poskakałam tylko z Victorem i Kmicicem, i wróciłam  do domu, żeby zdążyć się przygotować.
- Och Gośka! Zawsze jak wychodzimy trzeba na Ciebie czekać?! – wrzasnęła do mnie Paula. Już chciałam jej powiedzieć, że zazwyczaj jest odwrotnie, ale uznałam, że nie ma sensu.
- Gośka! Rusz dupę! – znowu cały dom przeszył jej krzyk. – Idę wyprowadzić samochód z garażu.
Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Lekko natapirowane włosy, kolorowy ale dość delikatny makijaż, fluorescencyjna różowa krótka bluzka z rękawem
¾, zielona obcisła spódnica do pół uda z wysokim stanem i paskiem, niebieskie szpilki, kolorowe plastikowe branzoletki i kolczyki. Tak jak lubię ;)
10 minut później jechałyśmy już do Julki. Paula ubrana w czerwoną sukienkę mini na grubych ramiączkach i czarne szpilki Laobutina, na szczęście obecnie leżały na tylnym siedzeniu. Czasem potrafiła być rozważana. Zaczęłam przeglądać swoje wiadomości, w poszukiwaniu dokładnego adresu Julki, w końcu jeszcze nigdy nas do siebie nie zaprosiła, mówiąc, że nie wypada.
- Hahah. Zupełnie o tym zapomniałam. – zaśmiałam się do samej siebie.
- O co chodzi? – zapytała Paula.
- W niedzielę przed południem dostałam esa o treści „Pragnę Ciebie teraz.”
- Oom od kogo?
- No właśnie nie wiem, nie mam zapisanego tego numeru, a nie miałam wtedy czasu odpisać i wyleciało mi z głowy.
- Ja pierdolę, jak może coś takiego wylecieć z głowy?
- Jak widać normalnie :P
- No to odpisuj.
- Właśnie to robię...
- Co piszesz?
- „Za przeczytanie tego smsa jesteś mi winien pocałunek, za skasowanie kolację, za odpisanie sex! Co teraz ośmielisz 
się zrobić?”- Omg. Spoko. To co z tym adresem?- A! Już Ci mówię.
Byłyśmy na miejscu po 20. Mieszkanie w zadbanym budynku, w środku wyglądało świetnie. Prawie wszystko było już przygotowane. Pomogłyśmy jeszcze w paru rzeczach i zaczęli schodzić się goście. Mnóstwo ludzi z SGGW i inni znajomi, nie tylko Julii. Koło 22 było już koło 50 osób i mieszkanie pękało w szwach. Z relacji gospodyni zrozumiałam, że zaprosiła nie więcej niż trzydzieści parę osób, ale końcoworoczna parapetówa, to parapetówa. Ze sprzętu leciało głównie r’n’b, pop, dancehall i dance. Towarzystwo piło, paliło, tańczyło, grało, gadało, śmiało się. Jak na imprezę w mieszkaniu – baaardzo głośno. I zajebiście. Poznałyśmy paru kolesi. Co chwila byłam gdzie indziej. Tańczyłam, po czym siedziałam na czyichś kolanach na balkonie, zaraz później grałam w pokera, by po chwili śmiać się w innym towarzystwie.
- Znów wygrałam! – krzyknęłam pokazując karetę z królów.
- Szczęściara. – stwierdził Marek.
- No niee! Musisz kantować! – z irytacją skomentował Michał.
- Hahah. Po prostu nie umiesz się pogodzić z własną przegraną :P – przekomarzałam się.
- Kto nie ma szczęścia w kartach, ma szczęście w miłości... – dopowiedział Paweł.
- Moje życie erotyczne jest bardzo udane.
- Nie wątpię. – z uśmieszkiem powiedział Michał i puścił mi oko.
- To kolejna partia? – jak mam dziś taki fart, trzeba to wykorzystać.
- Tak, ale na rozbierane. – zdecydował Janusz.
- Świetny pomysł! Załatwię dziewczynom kolejną atrakcję tego wieczoru.
- Ho ho, nie bądź taka pewna. – skomentował Kuba. Jeszcze miał nadzieję.
- Czy jakieś przedstawicielki płci pięknej chcą jeszcze z nami grać? – tym razem zaproponował Krzysiek.
- Wolimy popatrzeć.
Po paru rundach byłam w pełnym ubiorze, koledzy różnie. Popijaliśmy drinki, śmialiśmy się, co chwila ktoś miał wątpliwości co do swojej dalszej gry, ale nie ja. Do czasu.
- No wreszcie! Gośka zdejmujesz bluzkę! – rozkazał Michał.
- Chciałbyś :P Zacznę od branzoletek
- Oszustka! Masz ich z 10. – oskarżył mnie Janusz.
Gra toczyła się ze zmiennym szczęściem. 15 minut później miałam na sobie tylko bluzkę i spódnicę, oczywiście założyłam dziś stringi, a nie figi, a stanika w ogóle.
- No Marek, dajesz! – krzyknęłam do Marka, który był już w samych slipkach i właśnie przegrał.
- Spierdalaj, wycofuję się. – odpowiedział.
- Ej no, nie ma takich! – sprzeciwiłam się. Reszta towarzystwa nie.
- Jego sprawa. – powiedział Krzysiek. Męska lojalność :/
No i przyszło na mnie. Zdjęłam spódnicę. Fioletowe stringi z elastycznego materiału nadal pasowały do reszty mojego stroju.
- Fiu fiu, Gośka jaki tyłek! – komentarza nie mógł się powstrzymać Kuba.
- Cud, miód i orzeszki. – stwierdził Michał.
- Dziękuję. Ćwiczę i jeżdżę konno. – odparłam spokojnie.
- Mogłabyś tak na mnie pojeździć. – dodał Janusz  z uśmiechem ruszając brwiami. Nie skończyło się oczywiście na tym.
Zaraz potem odpadł Kuba i Paweł. Zostałam ja, Michał w bokserkach i T-shircie, Janusz i Krzysiek w samych slipkach. Gra zmierzała ku końcowi.
- Gośka, ten z facetów, który zostanie najdłużej dostanie od Ciebie prezent. – wymyślił Janusz.
- A to niby czemu?
- Bo jesteś jedyną dziewczyną.
- Tym bardziej to ja powinnam być obdarowana! Poza tym o jakim prezencie myślisz?
- Oral! – wymyślił Krzysiek.
- Co? No chyba was pojebało?! Z kim ja w ogóle gram? Idę sobie.
- Nie! Kretynie co robisz! – Michał warknął na niego. – Chodź tu, Gosia!
- Żartowałem sobie, sory. – dodał Krzysiek. Niech im będzie, tak na prawdę chciałam grać dalej.
- Bo tak Ci dobrze idzie, że na pewno już się rozbierała nie będziesz, a my już zaraz tak. – zaczął tłumaczyć Janusz. - Myślałem więc na przykład o możliwości sprawdzenia stanu Twoich piersi, albo ...
- Mój biust jest w idealnym stanie, nikt nie musi go sprawdzać. Zboczeńcy jesteście.
- Ale się zgadzasz?
- Nie.
- Czyli tak. Wy kobiety zawsze mówicie na opak.
Janusz zaraz potem odpadł. W następnej rundzie Michał zdjął koszulkę. Mmm ładne ciało. Najlepsze z dotychczasowych. I dopadło mnie.
- Łuhu! Mamy Cię! – krzyknął Janusz.
- Dajesz, dajesz Gośka! – dopingowała reszta. W jakiś dziwny sposób stolik otoczyło trochę więcej osób niż dotychczas. A co tam?! Jest impreza! Trzeba się bawić. Zdjęłam bluzkę i facetom ukazały się moje nagie piersi.
- Lubię jak dziewczyny chodzą bez stanika ;) – skomentował Michał.
- Tak, tak. – dodali inni.
Krzysiek odpadł. Został sam Michał. Nie zamierzałam dać się wymacać, mimo że wstawiona już byłam, poza tym po ostatnim rozdaniu to on odpadł nie ja.
- Jestem za tym, żebyś mnie nosił całą noc na rękach Misiek!
- Spoko, mogę się ubrać?- Nie!- Ale Ty też się nie ubierasz!- Ubieram!- Nie! Najpierw muszę wykonać karę. – i wziął mnie na ręce.
Zaniósł mnie na balkon. Sutki stwardniały mi na skutek rześkiego nocnego wiaterku. Chciałam szybko wrócić by się ubrać, ale przytrzymał mnie i poczęstował papierosem. Dawno nie paliłam, ale czasem pozwalałam sobie. Rozmawialiśmy sobie o ... sama nie wiem. Mimo chłodnego powietrza, było mi dość ciepło w jego objęciach. Skończyłam fajka i mocniej wtuliłam się w niego. A on rozpoczął wędrówkę ustami od mojego barku. Pieścił moją szyję. Oddaliśmy sobie pierwszy pocałunek. Objęłam go ręką i zaczęłam wodzić palcami po jego plecach. Pocałował mnie namiętnie. A potem wszystko działo się szybko. Wziął mnie znowu na ręce i zaniósł do sypialni. Były tam już dwie inne pary, ale nie przejęliśmy się tym. Michał usiadł na fotelu, posadził mnie na sobie okrakiem i zaczął całować moje piersi. Kiedy zdjął bokserki? Był już twardy. Przesunęłam dłonią materiał moich stringów na bok i ... z nim w sobie rozkołysałam się. Jedną ręką obejmował mnie w talii, a drugą pieścił moją pierś. Odchyliłam się do tyłu i oparłam dłonie o podłogę. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak teraz patrzy na mój biust...
- Zajebiście impreza wyszła. – rozmawiałam z Paulą wracając samochodem do domu.
- Nie zaprzeczę. Ale nie mogę powiedzieć, żeby paradowanie przy wszystkich w samej bieliźnie było na poziomie... – zganiła mnie.
- Oj tam, oj tam. Pośpiesz trochę samochód, bo o 13 będzie Tasia.
- Wspaniale, że wraca. Trzeba ją od razu po zakupy wysłać!
- Oj przestań. Niech się najpierw rozpakuje i w ogóle, a jedzenie i tak przez internet zamówi, przecież do sklepu jej nie zawieziesz.
- No fakt.

Jak przyjechałyśmy gosposia już stała przy ganku, głaskała psy i gadała z Maćkiem.
- Czeeść! – krzyknęłyśmy. – Jak dobrze, że w końcu jesteś. Ciężko było bez Ciebie.
- Dzień Dobry, też się cieszę, że Was widzę. W domu pewnie burdel teraz macie. Wchodźmy.
Weszłyśmy do środka, Tasia poszła do siebie, my na górę. Wreszcie zapanuje porządek, a posiłki będą czekały gotowe na konsumenta.



Moja ubraniowa inspiracja na tę imprezę ;)
Czekamy na komcie <3 Enjoy the weekend!

piątek, 10 stycznia 2014

18. PAULA

Od czego zaczynam dzień? Najpierw wyrzucam budzik za okno. Później jak mi się zachce to wstaję z łóżka. Tego poniedziałka było inaczej. Jednocześnie zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, Gosia dzwoniła.
- Siema słonko! Jadę autobusem na uczelnię i właśnie spotkałam Mariusza. Pytał się o której będziesz.
- A coś się zmieniło?- zapytałam zaskoczona.
- Możesz być pół godziny później.
- Czyli o 10.30?
- Tak. Widzimy się po południu. Dobrze zaplanuj te pół godziny!
- Jasne. Pa!
Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic i przebrałam się w zwiewną, kwiatową sukienkę. Do tego eleganckie sandałki na obcasie i byłam idealnie przyszykowana by zjeść królewskie śniadanie. Niestety, to już nie są te czasy, kiedy w lodówce nie ma nic innego poza kawiorem i truflami, ale nie jest źle. Rodzice już mnie tak nie rozpieszczają. Zrobiłam sobie kanapki z wędzonym łososiem i zaparzyłam zielonej herbaty. Po kawę zdążę zajść do Starbucks'a. Przyszykowane śniadanie zaniosłam na taras. Wygodnie rozłożyłam się na fotelu i napajałam się cichym i spokojnym porankiem. Miłe doznanie. Skończyłam jeść śniadanie, brudne naczynia wstawiłam do zmywarki, wzięłam spakowaną dzień wcześniej torbę i pojechałam do Warszawy.

Zaparkowałam samochód pod UW. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze 30 minut. Zdążę kupić kawę i wypić ją na miejscu. Po chwili dotarłam do kawiarni i zamówiłam cappucino. Włoski nawyk. Tam wszyscy z rana piją cappucino, dopiero po południu espresso. Wzięłam kawę i usiadłam do stolika. Wyjęłam swój notes i spojrzałam czy wszystko mam zapisane. "Dzisiaj o 17.00 M. -  niespodzianka". Prawie bym o tym zapomniała! Zapisałam to w telefonie na wszelki wypadek. Dopiłam kawę i poszłam na uczelnię.
- Super, że się nie spóźniłaś! Mamy wolną salę i im szybciej się z tym uporamy, tym wcześniej wyjdziemy!- powiedział radośnie Maniek.
- Bierzmy się do roboty w takim razie!
Usiedliśmy do komputera i zmontowaliśmy materiał. Trochę przejść, pare lepszych ujęć, trochę wplecionych ataków Bartmana i wywiad był gotowy.
- Nie zdążyłem ci powiedzieć, ale byłaś naprawdę dobra jako początkująca prowadząca taki program. Pomyśl o polsacie.
- Dzieki Maniek, ale wiesz, że po części to też twoja zasługa. Gdyby nie ty, nie byłoby sprzętu, nie byłoby materiału.
- Dobra, koniec na dzisiaj tych czułości! Skończyliśmy obrabianie, to teraz do domu!- i uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Dzięki, pa!- radośnie odpowiedziałam i opuściłam uczelnię. Wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Dotarłam na 
miejsce o 14. Gosia będzie dopiero za godzinę. Zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Ugotowałam makaron i zrobiłam sos mięsny. Jadłam posiłek, gdy Gosia wparowała do jadalni.
- Co masz takiego? Fuu...
- Dzięki.- odpowiedziałam jej.
- Już się nie mogę doczekać, kiedy wyjdziesz z domu.
- Słodka jesteś, mówił ci to ktoś?- powiedziałam kąśliwym tonem.
- Co ty? Za mało seksu ostatnio masz, że taka drażliwa jesteś?- spiorunowałam ją wzrokiem.
- No kurwa! Po rozstaniu jestem! Że udaje mi się czasem o tym zapomnieć i staram się o tym nie myśleć, to naprawdę cud! Nawet nie wiesz jak mi jest trudno. Ale robię wszystko by o tym zapomnieć. Chociaż ty mi tego nie utrudniaj!- łzy napłynęły do moich oczu.
- Przepraszam cię. Wypłacz się. Powiedz o wszystkim, z czym ci źle. Będzie lepiej.- pojedyncze łzy zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Nie chcę dać za wygraną. Przyjaciółka tuliła mnie do siebie, nic nie mówiła. Zaczęłam popłakiwać.
- Jednej rzeczy nie rozumiem... Po co mi się oświadczał?
- Szczerze mam ci powiedzieć co o nim sądzę?
- No dawaj. Teraz to i tak już nic nie zmieni.
- Od samego początku nie podobał mi się. Okłamywał cię od pierwszych dni waszego związku albo "zapomniał coś powiedzieć". Spóźniał się dość często i nie chciał się z tego tłumaczyć. Grał wielkiego pana, a wcale nim nie był. Wyjechał na staż lekarski za granicę. Puściłaś go, bo mu zaufałaś. Widywaliście się raz w miesiącu, nie częściej. Na pewno posuwał jakąś na boku. Chciał pozyskać korzyści materialne z waszego ślubu, a staż pewnie i tak miałby za granicą, bo byś mu na to pozwoliła.
- To bardzo możliwe! Bardzo naciskał na ten ślub. Chciał żebyśmy się pobrali w przeciągu roku, nie dłużej.- przestałam płakać. Uświadomiłam sobie, że nie jest tego wart.- Dobrze, że z nim już nie jestem. I dobrze, że wcale święta nie 
byłam.
- No, no, no. Jakie tajemnice. Byś mi tak opowiedziała o jakiejś z pikantnymi szczegółami...
- Która godzina?- odwiodłam Gośkę od tego planu.
- Po 16.
- Ile po 16.?
- Kwadrans.
- Idę się szykować! Michał będzie po mnie o 17.!- wyleciałam do garderoby z prędkością światła.
- I tak wiem, że ty nie wiesz co dzisiaj założysz, więc zajmę ci tylko chwilę. Co jest między tobą i Michałem?- przyjaciółka poszła za mną do garderoby. Mogłabym jej od razu odpowiedzieć na to pytanie, ale będę unikać tematu.
- Jak myślisz, która bluzka jest lepsza?- pomachałam jej przed oczami dwiema zwiewnymi, kolorowymi bluzkami.
- Załóż mini. Granatową.- przebrałam się w sukienkę i pokazałam przyjaciółce.
- I jak?
- No Paula, diablico, zapraszam do piekła!- powiedziała ochoczym głosem przyjaciółka.- Teraz wróćmy do tematu...
- Jakiego?- udałam głupią.
- Co jest między tobą i Michałem?
- Przyjaźń. Prawdziwa przyjaźń. Prawie taka sama jak między tobą i mną.
- To czym się różni?
- Tylko tym, że z nim uprawiam seks. Dziki, szalony, namiętny seks. I czasem publicznie oddajemy sobie czułości. Nic wielkiego.
- Tiaaaa. Nic wielkiego. Ile nastolatek musiało przechodzić traumę po tym jak zobaczyły was razem?
- Nie zliczę, ale trochę tego było. Michał to wolny strzelec, jemu związek jest niepotrzebny. - założyłam srebrne szpilki z ćwiekami od Louboutina.
- Tak w ogóle to wiesz gdzie idziecie, że tak się stroisz?
- Właśnie nie wiem. Misiek powiedział, że to niespodzianka. A w jego wykonaniu to naprawdę mogę się spodziewać wszystkiego. Zrobię jeszcze lekki makijaż i włosy upnę w koka.- poszłam do łazienki. Wytuszowałam rzęsy, usta podkreśliłam brokatowym błyszczykiem i włosy upięłam w hiszpańskiego koka. Usłyszałam dzwonek do drzwi i wybiegłam z łazienki. Otwieram i widzę mojego przyjaciela ubranego w błękitną koszulę, szare, elganckie spodnie i czarne eleganckie buty. No tak, jak zwykle stylowy i jak zwykle bez krawata z pierwszym guzikiem koszuli odpiętym. Skąd ja to kojarzę?
- Mam dla nas wino na noc. Zabrałbym cię do Bełchatowa, ale moglibyśmy nie zdążyć na twoje zakończenie.
- Chyba nasze zakończenie.- zamruczałam mu do ucha, kąciki jego ust uniosły się do góry w delikatnym półuśmiechu.
- Pięknie wyglądasz. Wiesz co, nie spisujmy się na straty. O której dokładnie masz to zakończenie?
- O 13.
- Środek dnia, damy radę. Weź potrzebne rzeczy i jedziemy do Bełchatowa na imprezę!
Po dziesięciu minutach miałam zapakowane wszystkie potrzebne rzeczy. Dość szybko jak na mnie.
- Gośka!- zawołałam przyjaciółkę.
- Coś się stało?- krzyknęła ze schodów. Nie chce jej się schodzić.
- Wyjeżdżam! Widzimy się jutro przed domówką!
- Spoko. Baw się dobrze.
- Dzięki! Pa!- krzyknęłam do niej.- Co to za impreza w Bełchatowie?
- Bartek robi. Muszę cię przedstawić reszcie kadry, no nie?- złożył delikatny pocałunek na moich ustach, wziął moją torbę i ruszyliśmy w drogę do Bełchatowa.

Po 3 godzinach byliśmy pod domem Michała. Wolnostojąca posiadłość z dużym ogrodem zawsze była przeze mnie miło wspominana. Całą drogę, jak to my, gadaliśmy o wszystkim i o niczym, ale o jednej dla mnie interesującej rzeczy Misiek nie wspomniał.

- Dlaczego chcesz mnie zapoznawać z resztą kadry? Nigdy cię o to nie prosiłam...- podjęłam wątek. Znałam Bartka, całą Skrę Bełchatów, jeszcze za czasów gdy na pozycji libero w tym klubie grał Krzysztof "Igła" Ignaczak.
- Chcę żebyś jechała ze mną do Sofii. Moi rodzice nie będą mogli w tym czasie wyjechać, a że jesteś dla mnie bliską osobą to zabieram ciebie. I tak nie masz nic do roboty...
- Od razu zakładasz, że z tobą pojadę! Trochę podejrzane... Z kim chcesz mnie zapoznawać na tej imprezie?
- Trochę ludzi będzie, bo jutro do Spały trzeba jechać...
- Dzięki, czyli że cała kadra...- przerwałam mu.- Misiek, ale po co?
- Chcesz mieć miejsce tam gdzie jest staff czy na widowni?
- No, Misiek, zaskakujesz... Ale jako kto?
- Może jako druga dziennikarka... Miałabyś dobre praktyki pod okiem Tomka Swędrowskiego. To nie problem, żeby cię wpisać na taką listę staffu. Za 15 minut wychodzimy. Nie wiem o której kończy się impreza, pewnie się okaże, że każdy spał pod dywanem i tak dalej...
- Nie kończ!- przerwałam stanowczo.- Wyjdźmy już teraz, zajedziemy do sklepu. Wypadałoby kupić jakiś upominek gospodarzowi ode mnie, no nie?
- Dobra.- Michał objął mnie ramieniem i poszliśmy do samochodu.
- Rozumiem, że oboje nie pijemy?- upewniłam się.
- Tak jak zawsze, symbolicznie.- posłał mi swój szelmowski uśmiech i odpalił silnik.

Na przyjęcie dotarliśmy z pięciominutowym spóźnieniem. To standardowe wejście. Przywitałam się z gospodarzem i po chwili rozpoczęła się bardziej oficjalna część przyjęcia.
- Pijemy dzisiaj do oporu, bo przez najbliższe dwa miesiące nie będzie żadnego odpoczynku!- zachęcił Kurek. Na tym skończyła się ta "oficjalna część" przyjęcia. Michał objął mnie w talii i wznieśliśmy toast razem z gośćmi. W tłumie ludzi zauważyłam wiele żon, sióstr i kochanek zgromadzonych siatkarzy. Było około 50 osób. Kobiet może było 15, razem ze mną. Po chwili Michał porwał mnie do tańca, no i nie zdążyłam przywitać się z innymi gośćmi! Nawet nie skupiłam się za bardzo na tym kto przyszedł, bo nie mogłam! Michał albo mnie do siebie przytulał albo szeptał coś sprośnego, zbereźnik jeden! Po bodajże 3 piosenkach poszliśmy przywitać się z innymi.
- Paula! Co u ciebie? Strasznie długo się nie widziałyśmy!- Monika, dziewczyna Kubiaka, podeszła do mnie razem z Michałem.
- Mamy całą noc na pogaduchy!
- Na długo przyjechałaś?- Monika zalewała mnie pytaniami.
- Jutro mam zakończenie roku akademickiego, więc przyjechałam tylko na imprezę.
- Paula! Co tak przed nami uciekasz?!- Igła wraz z Możdżonkiem dołączyli do naszego towarzystwa.
- Misiek nie dał mi jeszcze okazji by się z wami przywitać! - przywitałam się z nimi, ale już po chwili Misiek ciągnął mnie do tańca! Nie, to jednak nie był Misiek. Odwróciłam się do mężczyzny i ujrzałam Zbigniewa Bartmana. No tak, jak cała kadra to i on. Nie byłam strasznie uradowna tym, że facet odciąga mnie od przyjaciół, z którymi się dawno nie widziałam, ale już nie będę taka wredna i zatańczę z nim ten jeden taniec. Nieźle się ruszał, niechętnie przyznam.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.- szepnął mi do ucha.
- Ja też nie wiedziałam, że tu będę. Miłą niespodziankę zrobił mi Michał.
- Długo się znacie?- zapytał brunet.
Cisza. Nic się nie odzywam. Po skończonym tańcu powiedziałam:
- Chyba zapomniałeś, że to ja zadaję pytania.- puściłam do niego perskie oko i odeszłam. Bo niby po co mu to wiedzieć? Poszłam po kolejnego drinka i w oddali wypatrywałam Michała. Gdy już go odnalazłam, po chwili mnie zauważył i podszedł. Sam. O tak.
- Co jest kochanie, nie podobał ci się tancerz?
- Mam już swój burdel, ale dzięki. Najgorszy nie był, ale wolę ciebie.- dłoń położyłam na jego ramieniu, a wzrokiem  
błądziłam po jego ustach. Długo nie czekałam, gdy nasze wargi się spotkały, rozchyliły i złączyły w namiętnym pocałunku. Oderwałam się od niego, rozejrzałam dookoła i zaczęłam rozpinać jego koszulę. Złapał moje ręcę i pociągnął za sobą do pokoju. Zamknął drzwi na klucz. Powoli rozsuwał moją sukienkę, oddając mi czułe pocałunki. Dłońmi błądziłam po jego nagich plecach, podziwiając wyrzeźbione ciało. Zjechałam trochę niżej i uszczypnęłam go w pośladek. Rzucił mnie na łóżko i pozbywał się ze mnie bielizny. Nagle ktoś z impetem walnął w drzwi.
- Nie, proszę! Nie rób mi tego!- szepnęłam do Michała.
- Paula, nie damy teraz rady. - powiedział zrezygnowanym tonem, ale po chwili dodał weselej - Mamy jeszcze dużo czasu i nie musimy tutaj się kochać.
Usiadłam na łóżku, udałam że się nad tym zastanawiam, choć wcale nie musiałam. Trochę stracę, ale myślę, że dam radę nadrobić czymś innym.
- Dobrze. - zaczęliśmy się ubierać. Michał poprawił niesforne kosmyki moich włosów i wyszliśmy z pokoju.
- Jakby się ktoś pytał, to musieliśmy poważnie porozmawiać.- zwrócił się do mnie, gdy wyszliśmy już z pokoju. Impreza rozkręciła się na dobre. Połowa już porządnie wstawiona, tylko Paula jeszcze nie. O! Idzie Bartman! Chyba do mnie! No to już wiem co dzisiaj będę robić...
- Paula, to moja ulubiona piosenka, zatańczysz ze mną?- kiwnęłam głową, że tak. Nie kojarzę tej piosenki, ale była niezła. Zibi też fajnie tańczył, miło było, muszę przyznać. Mogłabym z nim przetańczyć całą noc, bo tak dobrze mi była, ale inaczej ten wieczór sobie zaplanowałam. Co też ważne i jakże mnie zdziwiło, Bartman wcale nie był pijany! Kiedy już skończyła się piosenka, Michał przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. Trochę było mi to nie na rękę...
- Misiek!- warknęłam na niego.- Przeszkadzasz mi i Zibiemu! Zibi- zwróciłam się do bruneta.- Napijesz się ze mną?- podeszliśmy do stolika z alkoholem.- Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę na wódeczkę!- wypiłam kieliszek Finlandii. Spojrzałam na Zbyszka.- Nie jest moją ulubioną, ale nie ma innej. A ty nie pijesz?
- Paula, już nie widzisz? Przecież jest inna! - nalał sobie belvedere do kieliszka. I ja jej nie zauważyłam?!
- Nie no, belvedere. Lepszej nie ma. Widzę, że podobny gust mamy. - polał mi wódeczki. Wypiłam i stwierdziłam, że już muszę uważać. Jeszcze trochę i nie będę nic pamiętać. Nie mogę do tego dopuścić!
- Też tak sądzę. To jeszcze po jednym!
Wypiłam już, mam nadzieję, ostatni kieliszek i Bartman poprosił mnie do tańca. Akurat leciała wolna piosenka. Hmmm... Po paru kieliszkach już mi nie przeszkadzała. Gdy byłam w niego wtulona, no nie wiem jak to się stało, ale tak było, uniósł mój podbrudek ku górze i głęboko spojrzał w oczy. Musnął moje wargi delikatnym pocałunkiem. Spodobała mi się ta jego subtelność, więc po chwili nasze usta były połączone w namiętnej rozkoszy. Fajnie całuje, ale po takiej ilości alkoholu, którą dzisiaj wypiłam, bez wątpienia spodobał by mi się pocałunek psa. Rozsądek podpowiadał mi, żeby zakończyć wymianę płynów, ale pożądanie mówiło co innego. Piosenka się skończyła i rzuciłam się do ucieczki. Nie biegłam jak wściekła, bo dziwnie by to wyglądało, ale przeniosłam się w bezpieczne dla mnie miejsce. Michał musiał dostrzec całą sytuację, znalazł się obok mnie.
- Paula, wariatko ty moja. Po co uciekłaś?- przytulił mnie.
- A co? Może miałam iść z nim na dziki seks w plenerze?- odpowiedziałam mu z pogardą.
- Mała, wiem, że ostatnio ci ciężko, ale otwórz się na nowe znajomości. Nie każę ci chodzić do łóżka z pierwszym lepszym, bo od tego masz mnie.- uśmiechnęłam się mimowolnie.- Ale musisz zakończyć tamten rozdział i zacząć nowy. Fajniejszy. Taki jaki ty byś chciała.

niedziela, 26 maja 2013

17. GOSIA

Słoneczko obudziło mnie już o 7. Nie mogę powiedzieć, żebym się szczególnie wyspała, ale i tak lubię, że mój pokój jest po wschodniej stronie, bo nie marnuję dnia i mam widok nie tylko na stajnię, ujeżdżalnię itd., ale też na całe pastwisko.
Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Konie jeszcze niewypuszczone, pewnie jedzą sobie śniadanko. 
Siedziałam w kuchni i jadłam cieplutkie placuszki owsiane. Muszę przyznać, że udały się wyśmienicie. Mimo, to nie mogę się doczekać środy, kiedy wróci Tatiana. Bardzo miła kobietka, która gotuje przednio, pucuje nasz domek i pamięta o wszystkim. Jak ona to robi? Nie mam pojęcia i jestem na prawdę pełna podziwu dla jej zdolności.
- Hejka! – przywitała mnie Paula wchodząc do kuchni.
- Hej, kochanie :)
- Jak ładnie pachnie... 
- Placuszki owsiane, siadaj, częstuj się.
- Myhyhym. Pychotka. Tylko kawę jeszcze zaparzę. Chcesz?
- Niom. Tylko nie za mocną.
- Wiem.
- Heh. Pójdziemy dziś razem do stajni?
- A wiesz, bardzo chętnie.
- Ooo, na prawdę? – zaskoczyła mnie. Już ze dwa tygodnie konno nie jeździła...
- Tak. W sumie mam czas, rok akademicki zaraz się kończy, nie mam nic ważnego do roboty :)
- No, no. Bardzo się cieszę. Popołudniu przychodzą dziewczyny ode mnie. Na pewno Marta, Kaśka i Julka, nie wiem jak z Anką i resztą, ale że wczoraj wysprzątałaś, to nie trzeba za bardzo nic szykować. 
- Yhm. Jak zwykle ja. Ty tu palcem nie kiwniesz! – odpowiedziała lekko rozzłoszczona.
- Ja mam dużo pracy! A poza tym kto dziś zrobił śniadanie? Hę?
- Oj tam oj tam, śniadanie... też mi coś.
- No duże coś :P
- To ja pójdę biegać. – wypaliła Paula, zupełnie dla mnie niespodziewanie.
- Od razu po śniadaniu? Może pójdziemy razem?
- Nie, wiesz, chcę sama.
- Aaa. No jasne, rozumiem. Adam?
- Nawet nie wypowiadaj przy mnie tego imienia!
- Przepraszam... – zakłopotałam się nieco. – Ale sama zachowujesz się niewiele lepiej od niego! Fakt faktem, że on zabawiał się z innymi jak byliście razem i to zaręczeni, ale Ty ledwo zerwałaś te zaręczyny i kręcisz ze wszystkimi po kolei... Wiem, że to brzmi brutalnie, przepraszam, nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała, ale zawsze Ci mówiłam, że bycie w związku jest bardzo trudne i praktycznie nierealne, a Ty też lubisz różne skoki w bok... – nie wiem, czy nie powiedziałam trochę za dużo, ale w końcu musiałam być szczera.
- Bardzo Ci dziękuję. To ja już pójdę. – odwróciła się i skierowała ku schodom.
- No Paula, czekaj. Wiesz, że to prawda... – udało mi się ją zatrzymać.
- Nie wiem, ja na prawdę nic nie wiem. Ale kiedy jestem z innym mężczyzną, to .. to w ogóle o nim nie myślę, no prawie. Ale jest mi dobrze.  – mówiła łkając. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam. – A przynajmniej lepiej. Wychodzę. Później pójdziemy do stajni. – powiedziała już mocnym zdecydowanym głosem, oczywiście ze złością. Wypuściłam ją z uścisku.
- Dobrze kochanie, będę czekała w stajni.
Po zrobieniu wszystkich niezbędnych rzeczy w domu wzięłam L&M’a i Jacka, i poszliśmy na plac do agility. Ćwiczyliśmy głównie skoki i tunel. Eluś oczywiście musiał mieć pewne obiekcje co do tunelu, ale w końcu dał się przekonać. Jack bezproblemowo. Nabiegałam się trochę razem z nimi. Sama przyjemność :)
Przebrana w fioletowe bryczesy Pikeur Cindy i turkusową koszulkę polo Mountain Horse poszłam do stajni. Kiedy Paula przychodziła do stajni, wszystko zamieniało się w wybieg mody. Piękne bryczeski, piękne koszulki, czapraczki, owijeczki itd. Przyszykowałam sprzęt. Dla Indygo połączyłam kolekcje Eskadrona Choco-Petrol z Lavender-Stone, a dla Tenessiego wybrałam Deepblue-Nougat. Do tego oczywiście futerka Mattesa. Spojrzałam na telefon – 10:30. Dziewczyny napisały esa, że będą koło 16. Ktoś napisał, że pragnie mnie w tym momencie. Miłe. 
- Już jestem. – Paula weszła do stajni w nowych jeansowych Pikeur Candela.
- Zajebiście wyglądasz w tych bryczesach.
- Dzięki. Dzięki, że mi je kupiłaś. Bardzo wygodne.
- Nie za ma co. Zobaczysz jak fajnie trzymają. I dobrze, że brązowe Ci wybrałam. Pasują Ci.
- Aha. To liczę, że komplecik też jakiś fajny mi wybrałaś.
- Oczywiście, złociutka. Ale teraz chodźmy po konie. Maciek chyba gdzieś na pastwisku, bo go jeszcze nie widziałam, albo u siebie...

Złapałyśmy koniki, wyczyściłyśmy, osiodłałyśmy i pojechałyśmy w teren. W lesie było bardzo przyjemnie. Rumaki chętnie szły do przodu. Wyjechałyśmy na łąkę i puściłyśmy się dzikim galopem. Tenessi próbował wyprzedzać Indygo, w czym Paula oczywiście w ogóle mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie... Dobrze, że chłopaki się lubią :)
Wjechałyśmy z powrotem w las pełen muzyki – śpiewu ptaków, szeleszczenia liści, pomrukiwania wiatru, uderzeń końskich kopyt o glebę... co jakiś czas szczekania Elemsa, który wiernie nam towarzyszył i wyrabiał mięśnie, i kondychę.
- Hmmm. Dawno mnie tu nie było. Dobrze sobie czasem pojeździć. – westchnęła Paula.
- Nie zaprzeczę. A dobrze jest sobie pojeździć trochę częściej niż czasem :P
- Yhmm :) Tak, tak. – powiedziała zbywająco. – Bardzo relaksacyjne.
Stępowałyśmy sobie spokojnie wsłuchując się w otaczający świat... i nasze serca.
Po powrocie z terenu, jeździłam jeszcze resztę koni, a Paula wylonżowała Darka. Po porannym bieganiu i późniejszej przejażdżce na Tenessim na prawdę poprawił jej się humor. Nawet nie zauważyłyśmy jak minęła 15. Wróciłyśmy do domu i raźno zabrałyśmy się za odświeżenie siebie. Umyłam się, ubrałam kolorowo, włączyłam w domu reggae i zabrałam z kuchni różne smakołyki.
- Heej słońce! Jesteś pierwsza. – otworzyłam drzwi Marcie i przywitałyśmy się całusem.
- Iiiha! – krzyknęła w odpowiedzi.
- Iha! Domyślam się, że chciałabyś pójść ze mną do stajni, ale wszystkie koniki już dziś ruszone..
- No kurwa! Jak mogłaś?! Wiesz, że uwielbiam te szajbusy! 
- Wiem, ale nie tylko Ty dziś jesteś gościem :P
- I co z tego? Ale jestem, więc powinno być jak chcę!
- Aha. Uważaj bo.
- Cześć Marta! – krzyknęła Paula schodząc po schodach.
- Siemano, laska. – odpowiedziała jej Marta. – Jak życie?
- Bardzo dobrze. A co u Ciebie?
- Zajebiście, jakżeby inaczej.
- Hahah oj Martuś. – zwróciłam się do niej ze śmiechem. – Chcesz się czegoś napić? – zapytałam idąc w kierunku salonu.
- Głupie pytanie :D A co masz?
- Co tylko chcesz : kawa, herbata, różne soki, woda... – spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Zachihrałam. – Jest też whisky, wódka i syropy owocowe.
- Noo, teraz to rozumiem. Colę masz?
- Nie. Nie będziesz mi tu chlała! Drinki porobimy.
- Weź nie pierdol! Jak pić, to pić.
Dźwięk sms’a przerwał na chwilę rozmowę.
- To Anka. Nie będzie jej w ogóle. Coś jej wypadło.
- Oo, szkoda. To jak, zabieramy się za te drinki? Wyjmę szklanki. – zaproponowała Paula.
- Yhm. – podeszłyśmy z Martą do barku, wyjęłam wódkę i syropy.
- Łosz kurwa, co za burżujstwo! Belvedere!
- Moja ulubiona. – odrzekła Paula.
- Nieźle. Ja i tak De Luxe wolę. Albo coś tego typu.
- Miodowa Żołądkowa Gorzka... No ale co to w ogóle za temat... Jakie bierzemy smaki? Co tu jest? – pytałam zaglądając w głąb baru. – Otwarte są: kiwi, truskawka, mango i jagoda.
- No to różne róbmy. Każdy sobie wybierze jak chce. Mi możesz od razu z truskawką nalać. – Zakomunikowała Marta siadając na kanapie.
- To i mi zrób, truskawka z jagodą. – dodała Paula tonem księżnej.
- Może frytki do tego?
- Oj niee, zbyt tłuste. – Zaśmiałyśmy się wszystkie. Przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Same sobie zróbcie :P – krzyknęłam do dziewczyn i pobiegłam do drzwi, potykając się o leżącą na podłodze Tulę. – Przepraszam piesku. – pogładziłam ją po główce i wreszcie dotarłam do celu.
- No jesteście, Marta już jest, Anki w ogóle nie będzie.
- Cześć :) – przytuliła mnie Julka.
- Oj szkoda. Coś się stało? – zapytała Kasia.
- Nie wiem, powiedziała, że coś jej wypadło...
- Może znowu ten jej chłopak coś wymyślił? – dając mi buziaka na dzień dobry wymyśliła Agata.
- Chuj wie.
- Sieemano! – wbiegła Marta i krzyknęła donośnie.
- Siemasz Marta. Jak zwykle pełna energii. 
- A jak!
Weszłyśmy do salonu. Dziewczyny przywitały się z Paulą. Zrobiłyśmy sobie te drinki i zaczęły się ploty. A ten to! A tamten tamto! A wiecie, że ona zrobiła sobie tatuaż?! A jaki? Mówiła, że jej chłopak ma małego. Uuu to kiepsko. Mój facet to ma porządny asortyment. Jak można być w związku? Normalnie. Jak można być solo? Faceci to świnie.
- Trochę kiepsko się czuję, wyjdę na spacer. – szepnęła mi na ucho Paula, nie przerywając dyskusji dziewczyn.
- Pomóc Ci jakoś? Iść z Tobą?
- Nie, nie, dzięki. Nic mi nie jest. Po prostu muszę się przejść. – wstała i wymknęła się z salonu.
- Ale zajebiście, że już koniec roku! – z entuzjazmem powiedziała Kaśka.
- Noo! Wreszcie. – dodała Aga.
- Trzeba zrobić party! – stwierdziła Marta.
- To u kogo?
- U mnie! – Jula zaskoczyła nas swoją deklaracją, bo nigdy u siebie nic nie robiła. – W końcu musi być ten pierwszy raz. Mieszkanie już miesiąc po remoncie. A teraz dobra okazja.
- Wow! – wypaliłyśmy razem zadowolone z takiego przebiegu rzeczy.
- Heh. To w weekend za tydzień?
- Nie! We wtorek!
- Niee, za wcześnie, nie zdążę przygotować wszystkiego.
- Nie gadaj głupot, od razu po zakończeniu trzeba!
- Jak robisz, to teraz!
- Już się nie wymigasz od tego!
- No ok. ok. – Dała za wygraną. – To kto mi pomoże?
- Ja mam dużo pracy w stajni. – szybko się wykręciłam.
- Wiesz, że mieszkam daleko, ciężko będzie... – dodała od siebie Marta.
- Muszę pomóc rodzicom w domu.
- No wiecie co?! Żeby impreza była, to tak! Ale żeby pomóc, to żadna palcem nie kiwnie!
- Ja Ci pomogę. – zaoferowała się Kaśka.
- No przynajmniej jedna. Dziękuję. A Wy brzydale jesteście :P
- Ty też, kochanie.
- Trzeba będzie zakupy duże zrobić. Kogo zapraszamy?
Rozmowa ciągnęła się szybko, ale bez końca. Omawiałyśmy szczegół po szczególe, pijąc drinki, wplatając co chwila anegdotki, zwierzając się sobie, śmiejąc się. Poszłyśmy na spacer, a buzie nam się nie zamykały. Nie ma to jak koleżanki z wydziału i kochana Martusia. 6 godzin spędzone na paplaniu.

czwartek, 25 kwietnia 2013

16. PAULA

Zabrałam się do sprzątania. Wypadałoby trochę ogarnąć. Tak się zastanawiam gdzie mogłabym przeprowadzić ten wywiad. Jeżeli pogoda się nie popsuje to prawdopodobnie wykonam go na tarasie. Jeszcze muszę stanik z basenu wyciągnąć, bo będzie się za bardzo w oczy rzucał. Nie wiem jaki jest Bartman, ale pewnie jak każdy facet jest ciekawski. To w sumie lepiej, żeby tu się nie kręcił za bardzo. Wychodzi na to, że nie będę się nudzić w najbliższym czasie. Dzisiaj wywiad z Bartmanem, jutro przyjeżdża Marta, a w poniedziałek ostatnie obróbki dzisiejszego projektu i spotykam się z Michałem. Za dużo mi nie zdradził, powiedział tylko "przyjadę po ciebie o 17.". Ciekawe co on kombinuje... We wtorek zakończenie roku akademickiego i w końcu wolne! Już nie mogę się doczekać! Wyciągnęłam stanik z basenu i wróciłam do środka. Założyłam na uszy słuchawki, wybrałam ulubioną melodię i zaczęłam odkurzać. Póżniej zmyłam wszystkie podłogi na parterze. Zamiotłam taras oraz umyłam szklany stół. Zmęczona sprzątaniem mogłam stwierdzić, że dom lśni. Przynajmniej parter, bo gosposia przyjdzie dopiero w środę. Spojrzałam na zegarek, była 13.30. Trochę mi się zeszło z tymi porządkami. Wzięłam kąpiel i w ręczniku i z mokrymi włosami wyszłam z łazienki. W ramach ostatnich przygotowań do wywiadu przejrzałam wszystkie zapiski kibica, by się nie pomylić. W końcu jestem perfekcjonistką, nie cierpię niedociągnięć. Gdy skończyłam czytać, przebrałam się w opowiednie ciuchy i zaplotłam w dobieranego warkocza moje długie blond włosy. W białych rurkach, czarnych balerinach i przewiewnej, przeźroczystej, bladoróżowej bluzce wyglądałam elegancko, ale na luzie. Może szpilki będą lepsze? O cholera! Wybiegłam do ogrodu, kiedy uświadomiłam sobie, że moje ulubione szpilki leżą gdzieś w trawie. Znalazłam swoje buty i zaniosłam je do domu. Mam jeszcze pół godziny, włączyłam sprzęt audio i z głośników właśnie leciał utwór "This Weed Iz Mine" Snoop Dogga. Rozłożyłam się na sofie i wzięłam do ręki kurs języka portugalskiego odmiana brazylijska. Nauka języków może nie jest moją pasję, ale mając smykałkę do ich nauki szkoda byłoby zmarnować taki talent. Cieszę się, że moi rodzice to zauważyli. Dzięki ich pomocy umiem już perfekcyjnie włoski, angielski, francuski, rosyjski i hiszpański. Z mojej nauki wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Odłożyłam książkę na stolik i poszłam otworzyć.
- Witam! - powiedział Bartman, szelmowsko się uśmiechając. Nie powiem, bo zrobiło to na mnie wrażenie. Nie jednej hotce kolana by się ugięły, ale nie mnie. Miałam tyle styczności z siatkówką i siatkarzami, że byle Bartman nie zrobi na mnie wielkiego wrażenia.
- Zapraszam w moje skromne progi.- odpowiedziałam i gestem ręki zaprosiłam go do środka.- Kawy, herbaty?
- Kawę poproszę. Najlepiej latte.- spojrzałam na niego. Uśmiechał się szeroko. Jeżeli się nie ogarnie, to pozbawię go tych pięknych zębów i ogromnych, zielonych oczu!- Nie patrz tak na mnie! Tylko żartowałem!
- Przepraszam.- powiedziałam zmieszana.- Zrobię kawę po turecku, a ty w tym czasie możesz przedstawić swoją koncepcję reportażu.
- Najpierw chciałbym usłyszeć twój pomysł.
- Wasz przepis na sukces. Jaki był wasz sposób na ogranie Brazylii i tak dalej.
- Co znaczy i tak dalej?
- Trener Anastasi, jak on to zrobił, że z trzech dużych imprez przywieźliście medale.
- Nie ma sprawy, załatwione.- odpowiedział po chwili namysłu.
- Skoro już wszystko wcześniej załatwiliśmy, to zadzwonię po Mańka, by wcześniej przyjechał. - kończyłam dopijać swoją kawę.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby.- gładził moją dłoń i głęboko spoglądał w oczy. Wstałam od stołu i odrzekłam:
- W takim razie pokażę ci, gdzie będziemy filmować.- wyszłam na zewnątrz, brunet stanął obok mnie i rozglądał się dookoła.
- To wszystko twoje?- zapytał lekko zdziwiony.
- Moje i Gośki.
- Gdybym miał taką posiadłość, to co noc byłaby taka impreza...
- To może zmienimy temat wywiadu na "imprezy, kobiety i seks według Zbigniewa Bartmana"?
- Jak zdobędziemy złoto tegorocznej ligi światowej, to udzielę ci takiego wywiadu.
- No, no, no, jakie deklaracje. Aż chyba pojadę na finały do Sofii.
- Mogę ci załatwić bilety na mecze jak chcesz.
- Nie pogardzę. Tylko jak zawsze chodzę na koncerty to później na backstage. Liczę na wejściówkę do szatni.- mówiłam to głosem prawdziwej hotki.
- Pod prysznice też? Ale najpierw powiedz do kogo wolisz. Na pewno do Kurka. Albo do mnie, co?
- Skoro proponujesz.... Tylko licz się z tym, że wszystko pojawi się w internecie!
- To tylko pod mój prysznic zapraszam, w takim wypadku.- zaczęliśmy się śmiać.
- Z czego tak się śmiejecie?- zapytała przyjaciółka. Odwróciliśmy się w jej stronę.
- O cześć! Paula dostała ode mnie propozycję nie do odrzucenia. Taka propozycja to idealna praktyka dla każdej, początkującej dziennikarki.- przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco.
- Jeżeli reprezentacja wygra ligę światową, to mam wejściówki do szatni, a później pod prysznice.
- Przepraszam cię bardzo, bo zgodziłem się, żebyś wbiła pod mój prysznic, czyli tylko jeden! Liczba pojedyncza, helloł!
- Joł, nie wiem co wciągaliście, ale lepiej zmieńcie dillera.- znowu zaczęliśmy się śmiać. Totalna głupawka.- Normalni to dzisiaj nie jesteście. Chcecie coś do jedzenia?
- Nie dzięki, poradzimy sobie.- odpowiedział brunet. Przyjaciółka weszła do domu. Włączyła utwór Ludacrisa, chyba "What's your fantasy". Tiaaaa, to była ta piosenka. Idealna na dziki seks, tylko co kombinuje Gośka.
- Wyłącz to!- agresywnie wydarłam się do przyjaciółki.
- COOOOOO? NIE SŁYSZĘ CIĘ!- nie zamierzała wyłączyć muzyki. Po chwili usłyszałam jak dźwięk cichł.
- Nie sądziłem, że już zaczynamy imprezę.- usłyszałam głos Mariusza.
- Wbijaj na taras!- krzyknęłam. Chłopaczyna niósł ze sobą cały sprzęt.
- Tutaj nagrywamy?- upewnił się.
- Tutaj, tutaj. Ładniejszego miejsca nie znajdę. Chociaż...- zamilkłam na chwilę.
- Co chociaż?- obaj zapytali.
- Nie, w sumie to nie ma ładniejszego miejsca.- skłamałam. Co miałam im tłumaczyć, że moja sypialnia bije wszystko?
- Rozstawię sprzęt i możemy zaczynać.- powiedział Mariusz. Zaczął rozstawiać sprzęt. W tym czasie pojawiła się Gosia przy mnie.
- Wszystko okej?- zapytała się troskliwie. Przygryzała wargi.
- Dzięki za muzykę, świetna. Na pewno to moja składanka, ale dzisiaj mogłaś sobie darować.- łypnęłam na nią groźnie.
- Ktoś tu chciał połączyć przyjemne z pożytecznym...- szepnęła na ucho i od razu się odsunęła tym samym unikając ciosu, który chciałam jej zadać.
- Dziewczyny, spokojnie. O mnie bić się nie musicie. Wystarczy dla was dwojga.- powiedział Maniek żartobliwym tonem. Kurwa, nie wytrzymam z nim.
- Ja pierdole...- zaklęłam po cichu, co chyba nie uszło uwadze Bartmana. Gośka się delikatnie uśmiechnęła, jakby spodziewała się takiej reakcji. Upsss, znowu jestem niegrzeczną dziewczynką. Jak dzisiaj nikomu nie dokuczę to będzie cud.- Zaczynajmny! - uśmiechnęłam się szeroko. Razem z Bartmanem usiedliśmy przy stole.
- Jedno pytanie: mam patrzeć do kamery czy na ciebie?
- W moje oczy, chyba chciałeś powiedzieć...
- No tak, w twoje oczy.- poprawił się szybko i uśmiechnął serdecznie.
- Dobrze jest utrzymywać kontakt wzrokowy, wtedy wygląda to wiarygodnie. - niech nie patrzy mi prosto w oczy, niech nie patrzy mi prosto w oczy!
- Tak mam to robić? - patrzył głeboko w moje oczy, z niesamowitą siłą rażenia. Robierał mnie wzrokiem. Po chwili uświadomiłam sobie, że jesteśmy bardzo nachyleni do stołu, a nasze twarze dzieliły centymetry. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Gosię. Próbowała ukryć swój uśmieszek. Chyba była przekonana, że wyniknie taka sytuacja. Dlaczego mnie nie ostrzegła?!
- Zibi, to nie ten wywiad... - przypomniałam.
- No racja. Zaczynajmy.
Pomyślałam "show must go on". Spojrzałam w obiektyw kamery i zaczęłam mówić:
- Mam zaszczyt gościć Zbigniewa Bartmana, reprezentanta Polski w piłce siatkowej mężczyzn. Jednego z 25 graczy powołanych na ligę światową. W statystykach niezawodny. Najlepiej puntkujący, najlepiej atakujący, po czwartym tygodniu rozgrywek. Jeden z wielu, którzy pracowali na sukces, jakim było wyjście z pierwszego miejsca w grupie, w której była dotychczas niepokonana Brazylia. Jaki jest wasz przepis na sukces? Brazylijczycy od 10 lat nie przegrali aż tyle razy pod rząd z tym samym przeciwnikiem!- spojrzałam na bruneta.
- W ogromnnej mierze była to zasługa trenera. Spotkał on ludzi utalentowanych, którzy wiedzą na co ich stać i co chcą osiągnąć. Byliśmy głodni zwycięstw, zawsze zostawiamy serce na boisku. W zeszłorocznym Pucharze Świata mieliśmy ich na widelcu. Prowadziliśmy na początku meczo 2:0, w tie-breaku też utrzymywaliśmy wysokie prowadzenie. W Kanadzie powiedzieliśmy sobie na przerwie: "Dość! Teraz albo nigdy!. Nie chcemy powtórki z Pucharu Świata!". Podczas meczu ani na chwilę nie zabrakło nam woli walki i determinacji. Trener wpoił nam to, że nie musimy się ich bać. Nie powinniśmy patrzeć na to, kto stoi po drugiej stronie siatki.
- To był pierwszy zwycięski mecz o punkty od 10 lat! Po tym zwycięstwie zdarzyło wam się małe potknięcie - przegrana z Finlandią. Przegraliście dlatego, że nie byliście za bardzo skupieni czy przesądził fakt, że wasz były trener, Daniel Castellani, prowadzi reprezentację Finlandii?
- Jak już wspomniałaś, to było pierwsze zwycięstwo za punkty od 10 lat! To byłoby po prostu dziwne, gdyby ta euforia po zwycięstwie nie dała nam się we znaki.
- Później zwycięstwo w Katowicach, do ekipy Bernardo Rezende dołącza Murilo, jeden z najlepszych przyjmujących świata. Wynik się nie różnił od poprzedniego.
- Graliśmy w Katowicach. Wszyscy mówią, że polscy kibice to najlepsi na świecie.
- Na równi z brazylijskimi kibicami.- dodałam.
- Wydaje mi się, że to polscy kibice wywarli presję na Brazylijczykach. Wspierali nas dzielnie, dali nam świetny doping. Przeciwnicy mogli się tego nie spodziewać.
- Tak było w Polsce. Sugerujesz, że w Brazylii przegraliście, bo nie było polskich kibiców?
- Po części tak. W Brazylii nie czuliśmy się za dobrze. Inne warunki klimatyczne, na hali była klimatyzacja, której nie dało się wyłączyć. I tamci kibice. Pomogli swojej drużynie, bo wtedy przegraliśmy. Nie grało nam się dobrze.
- Ostatni turniej w Tampere. Wynik 3:1 dla Polski tym razem. Zagraliście trochę inaczej z Brazylią? W końcu na boisku pojawił się Visotto, a Giba siedział na ławce rezerwowych...
- Nasza dyspozycja była taka sama. Nic nie zmienialiśmy. Graliśmy swoją siatkówkę. Sztab wykonał kawał dobrej roboty.
- Wyszliście z grupy na pierwszym miejscu wielu dziennikarzy stawia was w ścisłym gronie kandydatów do medalu ligi światowej. Nie byle jakiego, bo do złotego. Są szanse, że w Sofii znowu spotkacie się z Brazylią w tej samej grupie.
- My się ich nie boimy! Nie zwracamy uwagi na to, kto stoi po drugiej stronie siatki. Nie o to chodzi, że nie mamy szacunku do przeciwnika. Do każdego rywala podchodzimy tak samo. Gdy za bardzo uwierzymy, że wygramy nie przejdziemy do półfinałów. Za duża pewność siebie potrafi być zgubna.
- Bardzo dziękuję za poświęconą mi chwilę. W imieniu Uniwersytetu Warszawskiego życzę złotego medalu ligi światowej.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Dzięki.
-Cięcie! Doskonały materiał! Przynajmniej teraz tak mi się wydaje. Jutro się spotkamy na uczelni, to go troszkę poprawimy, ale niewiele. - powiedział Maniek.- Zabieram sprzęt. Muszę lecieć, pa.
- Pa!- pożegnaliśmy Mariusza. Wybiegł jak poparzony.
- No Paula, szalejesz. Jeszcze chwila, a będziesz prowadziła studio przedmeczowe razem z Jerzym Mielewskim w Polsacie.
- Nie przesadzaj. Wystarczy jak powiesz, że źle nie było...- powiedziałam skromnie.
- Byłaś świetna! Naprawdę! Zobaczysz jutro na ekranie!- pochwaliła mnie przyaciółka i wróciła do domu. No nie! Zostawiła mnie!
- Bardzo ci dziękuję, że mi pomogłeś w tak zacnym projekcie.
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość. A jak zdobędziemy złoto ligi światowej, to spotkamy się jeszcze na innej rozmowie.- puścił mi perskie oko.
- Co tak ci na tym zależy?- zapytałam zaciekawiona.
- To będzie zwykła wymiana poglądów.
- To dlaczego ci na tym zależy?
- Wszystko chciałabyś wiedzieć! Muszę przyznać, że pod tym względem na dziennikarkę się nadajesz.- co? Pod tym względem? Czyli że, jego zdaniem, jestem kiepska?
- W Sofii dam ci popalić!- powiedziałam żartobliwie.
- Każdy kibic się przyda. Jakbyś miała problem z biletami to dzwoń.- no, no. Dopiero co go poznałam, a już mi taką pomoc oferuje.
- Pewnie zadzwonię. Kiedy się zdecyduję na wyjazd, to już nie będzie dobrych miejsc. Odprowadzę cię. Chyba, że chcesz zostać na kolejną kawę i ciasteczko?- zaproponowałam.
- Nie będę wam przeszkadzać. Całkiem fajnie przeprowadziłaś ten wywiad.
- Dzięki, staram się.
- Pomyśl o tym polsacie.
- Proszę cię. Jakby to wyglądało? Pomyśleliby: "O! Kolejna fanka naszych siatkarzy, która ma wywiad z Bartmanem.".
- Nie każdemu udzielam wywiadów.
- Jeszcze raz wielkie dzięki.
- Polecam się na przyszłość. Pa!- puścił mi perskie oko i wyszedł furtką.
- Narazie!- rzuciłam w jego stronę i poszłam do domu. Wchodzę do środka i widzę cały stół zastawiony mocnym alkoholem i wykwintnymi, wegetariańskimi daniami.
- Dla kogo to wszystko?- zapytałam.
- Dla nas! Dziewczyno, przed tobą wielka kariera! Trzeba to opić!
- Powoli. Ale poświętować nie zaszkodzi.
Przyjaciółka rozlała szampana do kieliszków.
- Słyszałam, że chcesz jechać na finał ligi światowej...- zaczęła Gośka.
- Może. Chciałabym jechać na wsystkie 5 dni rozgrywek, ale wiem, że ty możesz być tylko dwa dni poza domem.
- Małą dziewczynką nie jesteś, sama możesz jechać na trzy dni. Na dwa ostatnie już przyjadę.
- Pół dnia na hali, drugie pół na plaży.
- Ale co z biletami na mecze?
- Nie udawaj, że nie słyszałaś!- zaśmiała się.- Dobrze wiesz, że nie będę do niego dzwoniła w tej sprawie. Po co, skoro mam Michała?
- Boże, aż boję się pomyśleć co ty będziesz sama robiła w Sofii przez 3 dni...
- Atrakcji na pewno nie zabraknie!
- I tego się najbardziej obawiam! Piłaś już?
- Nie. Jeszcze nie zdążyłam, bo cały czas gadamy.
- To nie pij. Jedźmy do kina. Dawno nie byłyśmy na czymś ciekawym...
- Spoko. Pochowajmy jedzenie do lodówki, żeby się nie zepsuło.

Do domu wróciłyśmy o 23. Film był bardzo fajny, śmiałyśmy się prawie cały czas.
- Ja to już idę spać. Dobranoc, kochanie! - cmoknęłam przyjaciółkę w policzek i szłam w kierunku swojej sypialni.
- Mokrych snów!- usłyszałam od przyjaciółki. Uśmiechnęłam się i poszłam spać.

piątek, 12 kwietnia 2013

15. GOSIA


Weszłam do domu przez taras. Tula podbiegła do mnie merdając ogonkiem i przewróciła się na plecy, żeby ją giglać. Mój słodziak. Tuląc ją, rozejrzałam się po salonie. Rudy spał na kanapie, a Elem tuż obok na podłodze leżał i co chwila zerkał na niego. Heheh mimo, że już 2 lata miał i wychował się w zgodzie z kotami, to nadal kombinował i potem za to obrywał. Usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni, wstałam i zdecydowałam, że cała noc, to wystarczająco dużo czasu...
- Hejka. – przywitałam się. Paula siedziała na kolanach Winiarskiego i karmiła go kawałkami owoców.
- O, cześć. Już przyszłaś :) – odpowiedziała Paula, wstając z kolan Michała. – Gosiu, to Michał, kotku to moja przyjaciółka Gosia.
- Miło mi Cię poznać. – zwrócił się do mnie lekko zakłopotany.
- Mi Ciebie również. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko coś przegryzę i zaraz spadam.
- Nie potrzeba. Ja już i tak zamierzałem wyjść. – siatkarz skierował się do hallu. Paula poszła za nim.
Ja zostałam w kuchni, zrobiłam sobie mrożoną kawę i jadłam chrupki orkiszowe z mlekiem.
- Och, było wspaniale. – zakwiliła moja przyjaciółka – Chętnie bym to powtórzyła. Ale dziś przychodzi tu Zbigniew Bartman. – zachichotała.
- Taak, rozumiem, że zamierzasz z nim realizować swój projekt, a nie się pieprzyć...
- Oj Gośka przestań. Znam swoje obowiązki. A poza tym, czemu by nie łączyć przyjemnego z pożytecznym?
- Zostawię to bez komentarza. On przychodzi o 16?
- Tak.
- A Maniek?
- Pół godziny poźniej.
- Czemu?
- A tak, żeby dać Zibiemu czas na zaklimatyzowanie...
- Zibiemu? Zaklimatyzowanie?
- No, chodziło ...
- Nic mi nawet nie mów. – przerwałam jej. – W takim razie ja pójdę do stajni i wrócę koło tej 16.
- A może trochę później? – zapytała wyjątkowo łagodnie.
- Niby dlaczego? Potrzebujecie przyzwoitki.
- Bardzo śmieszne. Z resztą rób jak chcesz. Możesz być wcześniej :)
- No to się cieszę. A w ogóle kiedy zamierzasz wsiąść na Tenessiego? On za Tobą tęskni...
- Wiesz, ja za nim też – tiaa jasne, ja w takie bujdy nie wierzę... – Może jutro. Bo dzisiaj chcę się dobrze przygotować.
- Ok.
Gdybym nie znała jej tak długo, nawet by mi do głowy nie przyszło, że to kobieta, której związek właśnie się rozpadł. Zachowywała się jakby nigdy nic. Była niesamowita. Nie chciałam się jej wypytywać o noc, bo skoro sama nie zaczęła, to po co? Po za tym co miałaby mi opowiadać? W jakich pozycjach sex uprawiali? E tam.
Przebrałam się w bryczesy i popędziłam do stajni.