Translate

Fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt

Ratuj Konie

środa, 19 września 2012

12. PAULA

Reszta tygodnia nauki szybko przeminęła. Całe 3 dni męczyłam się z Gośką. Nie byłyśmy na żadnej imprezie. ŻADNEJ! Gośka chodziła do swojej stajni i nie chciała się ugiąć. Nie chciała iść na żadną imprezę, bo ona jest "prymuską, grzecznym dzieckiem i w tygodniu nie imprezuje". Jak tak można?! Po prostu jestem taka zmęczona tym całym czekaniem, że pierwsze co zrobię jak wrócę z lotniska to pójdę się napić. Albo chociaż skręta zjaram. Nie lubię, nie potrafię i nie chcę żyć w takim stresie! Jeżeli tak ma wyglądać małżeństwo, to ja nie chcę ślubu. Adaś wraca w niedzielę! Już nie mogę się doczekać, kiedy przyjedzie! Nie gadałam z nim za długo w tym tygodniu. Byłam pochłonięta projektem, który miałam zaraz wykonać. Szczerze, to byłam tak zabiegana, że nawet mu o tym nie wspomniałam.

Dojechaliśmy na lotnisko. Maniek zaopatrzył nas w przyzwoity sprzęt i jako dziennikarka Uniwersytetu Warszawskiego mogłam rozpocząć swój pierwszy, większy projekt. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt wielu kibiców w hali przylotów, bo chciałabym jednak na spokojnie i bez pośpiechu przeprowadzić wywiad. Czekając na przylot siatkarzy, otrzymałam sms-a od Adasia: "Najsłodsza Moja Narzeczono na świecie! Chcę Ci napisać, że będę studiował dalej w Polsce. Zobaczymy się w niedzielę, bo jeszcze tyle praktyki mi zostało. Już odliczam godziny :) Właśnie idę do szpitala. Miłego dnia, Najdroższa ;*".
- Gosia! Adam zostaje przy mnie!
- To super kochanie! Będziemy musiały to jakoś uczcić, we dwie oczywiście.
- Ej! Wypraszam to sobie! Na wódkę zawsze chętnie pójdę!- wtrącił Maniek.
- Jak wyglądam?- zapytałam.
- Jak prezeterka wiadomości w amerykańskim BBC!- powiedział Maniek.
- Nie podlizuj się w tak niewybredny sposób, bo na wódkę dzisiaj z nami nie idziesz. Ale zawsze możesz do nas wbić, do Nieporętu.
- Usłyszeć coś takiego od Ciebie, to dużo. Na pewno skorzystam z propozycji.
Spojrzałam na tablicę przylotów, samolot z Helsinek właśnie wylądował. Przyznam, że troszkę się stresuję. W końcu wywiadu będą udzielać mi moi ulubieni sportowcy - reprezentacja Polski w siatkówce mężczyzn! Wygrali fazę grupową, trzykrotnie pokonując "wielką" Brazylię. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, nie było wielu ludzi by powitać reprezentantów. Ja na tym tylko skorzystam.
- Bardzo się stresujesz?- zapytała przyjaciółka.
- Trochę. Bardzo po mnie widać?
- Wcale. Jak mi naprawdę zaimponujesz, to zrobię ci taki wieczór panieński, którego nigdy nie zapomnisz.
- No, no, no. Zmotywowałaś mnie jeszcze bardziej. Tylko nie chcę żadnego Kac Vegas, zrozumiano?
- Proszę...- zrobiła oczy jak kot ze Shreka.
- Kamera gotowa?- zwróciłam się do Mańka.
- Tak. Mikrofon też.
- Dobra, nie chcesz Kac Vegas, to będzie Kac Wawa!- zagroziła mi Gosia, po dłuższej chwili ciszy.
- Weź mnie nie wkurwiaj. Byle nie teraz! Jeszcze niechcący zrobię tu rozpierdol...
Pierwszy wychodzi kapitan reprezentacji Marcin Możdżonek. Wszyscy reporteży się na niego rzucili. Spojrzeliśmy na siebie z Mariuszem porozumiewawczo i odpuściliśmy sobie stanie w kolejce. Drugi wychodzi Bartman. Szarpnęłam Mariusza i ruszyliśmy w jego kierunku.
- Dzień Dobry!- uścisnęłam z nim dłoń.- Nazywam się Paulina Dąbrowska, jestem studentką UW na dziennikarstwie i mam za zadanie przeprowadzić z panem wywiad. Czy mógłby mi pan poświęcić chwilę?
- Tak, jasne. Zaczynajmy.
Mariusz dał znak, że zaczął nas nagrywać.
- Zwycięzcy fazy grupowej, być może przyszli medaliści. Mam zaszczyt przeprowadzić wywiad ze Zbigniewem Bartmanem, najlepiej punktującym graczem fazy grupowej Ligi Światowej i jednocześnie najlepszym atakującym. Jak pan ocenia występ polskiej reprezentacji w fazie interkontynentalnej?
- Był on jednym z lepszych występów w Lidze Światowej. Mógłbym powiedzieć, że nawet w całej historii występów polskiej reprezentacji w tych rozgrywkach. Wyszliśmy z grupy na pierwszym miejscu trzykrotnie pokonując Brazylię, co nie udało się polskiej reprezentacji przez ostatnie 10 lat. Cieszymy się z tego, że będziemy grać w finałach tych rozgrywek, mimo to zachowujemy chłodną głowę, bo jeszcze ich nie wygraliśmy.
- Co takiego się stało w Brazylii, że przegraliście z gospodarzem 1:3?
- Cięcie!
- Słucham!? - zapytałam z lekkim zdziwieniem w głosie. Profesjonalizm się udziela...
- Nie odpowiem tobie na to pytanie. Nie mam ochoty.
- Przepraszam, ale od kiedy to jesteśmy na "ty"? Z resztą, z rokapryszonymi sportowcami nie prowadzę wywiadów.
Spojrzałam czy ktoś przygląda się naszej kłótni. Za niewielką grupką ludzi dojrzałam mojego narzeczonego obściskującego się z jakąś brunetką!
- Zaraz kontynuujemy wywiad. Zastanów się w tym czasie o co mogę cię zapytać, a o co nie.- wkurwił mnie facet. Wielka gwiazda z niego i będzie się do mnie zwracał, jakbyśmy się dawno poznali! Znakomity siatkarz się znalazł! Akurat! Podeszłam do obściskującej się pary i głośno odchrząknęłam. Oderwali się od siebie jak poparzeni, a Adam był bardzo zaskoczony tym, że mnie ujrzał.
- W Berlinie jesteś i będziesz dopiero w niedzielę? Widzę, że udało ci się wcześniej przyjechać. Ale to dobrze, oszczędziłeś mi czasu.- rzuciłam w niego pierścionkiem zaręczynowym i powróciłam do obleganego Bartmana przez innych dziennikarzy.
- Co ty odpierdalasz? Właśnie przepadł twój projekt!- powiedział Maniek.
- Nie przepadł. On dopiero teraz nabierze głębszego smaku...
- Paula, nie chcę cię martwić, ale Bartman chyba nie ma zamiaru z tobą dalej rozmawiać. - powiedziała nieśmiało Gośka.
- Zobaczysz, że jeszcze sam do mnie podejdzie! Tymczasem chodźmy do kogoś znajomego.
- A ty nic jej nie powiesz?- zapytał Maniek Gosi.
- Nie przemówię jej do rozumu, dopóki ona sama tego nie zrozumie. Obawiam się, że...
- O co się kurwa obawiasz?! Nie! Nie będę płakać po rozstaniu! Patrz!
Szłam pewnym krokiem w kierunku Winiarskiego, który właśnie gadał ze swoją siostrą. Stanęłam na palcach i seksownie szpnęłam mu do ucha:
- Dzisiaj chcę spędzić z tobą noc.
Po czym wracałam do swoich towarzyszy. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź Michała, bo w połowie drogi objął mnie w talii i mocno do siebie przytulił, opierając swoją głowę na moim ramieniu.
- Będę u ciebie o 20.
Uśmiechnęłam się łobuzerko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Jeżeli mnie wystawisz...- zaczęłam.
- Nie zrobię tego. Idź już.
Wróciłam do swoich przyjaciół, którzy stali w pobliżu Bartmana udzielającego chyba ostatni wywiad, bowiem więcej ludzi się wokół niego nie kręciło. Gosia wbiła we mnie swój wzrok wielkości pięciozłotówek, Mariusz z resztą tak samo.
- To jak? Kontynuujemy wywiad?- powiedziałam z entuzjazmem.
- Będziesz musiała trochę poczekać, bo dopiero teraz dziennikarz przeglądu sportowego dostrzegł, że nie jest oblegany. Bartman, tak samo jak my, przyglądał się wymianie zdań pomiędzy tobą i Adamem. Śmiał się z tej całej sytuacji.
- Jego sprawa, bo mi przez moment nie było do śmiechu.
- Miśka, na pewno wszystko okej?
- Na razie tak. Może to jeszcze nie dotarło do mojego umysłu...
- Wieczorem już nic nie będziesz pamiętać.
- Zamknij się!- syknęłam do Gosi przez zęby. Lepiej, żeby za dużo ludzi o tym nie wiedziało.- Mariuszku, wiem że się nie przyjaźnimy, ale mógłbyś zachować to wszystko w tajemnicy?
- Spoko. Nie takie rzeczy widziałem.- uśmiechnął się serdecznie i puścił do mnie perskie oko.
Bartman skończył wywiad, ale nie zdążyłam i zaczęła się do niego ustawiać grupka napalonych dziewcząt, które pragną autografu i zdjęcia wraz ze swoim obiektem westchnień. "Małe, głupie istotki", pomyślałam sobie.
- Przepraszam was wszystkich, ale naprawdę mi się spieszy.- powiedział Bartman do swoich fanek. Przechodząc obok nas, spojrzał mi w oczy i zakomunikował, że będzie na pierwszym piętrze. Spojrzałam na Mariusza i też wiedział o co chodzi. Po chwili ruszyliśmy na górę, gdzie czekał siatkarz. Z uśmiechem na twarzy podeszłam bliżej niego i powiedziałam:
- Dziękuję, że pan został. Czy są pytania, których nie powinnam panu zadawać?
- Powiem prosto z mostu: przejdźmy na 'ty"!- uśmiechnął się szeroko. Zupełnie inna osoba.
- Miło, że mnie ostrzegłeś.- powiedziałam z lekką pogardą w głosie.
- Oj to szczegół. Mam dla ciebie małą propozycję.
- Słucham.- powiedziałam beznamiętnie.
- Dziennikarstwo to fajna sprawa, szczególnie początki są ciekawe. Mogę się zgodzić, żebyś przeprowadziła ze mną wywiad o czymś ciekawszym niż emocje towarzyszące po zwycięstwie fazy grupowej. Nie masz nic przeciwko?
- Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko?
- Wiedziałem, że układna z ciebie dziewczyna! To dzisiaj, u ciebie, o 19.- to wcale nie zabrzmiało jak pytanie.
- Umówmy się na...
- Wiedziałem, że w końcu o to poprosisz.- przerwał mi.
- Słucham? - czy ja dobrze usłyszałam, że jest bardzo zadufany w sobie?
- Tak tylko. Nic. Nieważne. To kiedy?
- Jutro?
- O której?
- O 16.
- Napisz mi tylko swój adres i numer telefonu, jakby coś miało się zmienić.
Zapisałam wszystkie dane na lewym przedramieniu bruneta. Nie podpisałam się, ciekawe czy zapamiętał moje imię...
- Paula, gdybyś tak jeszcze powiedziała, gdzie to dokładnie jest...- spojrzał na mnie hipnotyzująco, zielonymi oczami.
- Hehehehe. Cała zabawa polega na tym, żebyś się dowiedział. Maniek, masz jutro czas o 16.30?
- Znajdzie się. A co?
- Jutro zrobimy ten projekt u mnie. Adres podam ci później.
- To wyślij mi go sms-em. Weźmiecie ze sobą sprzęt, dobrze?
- A tobie gdzie tak się spieszy?- zapytałam.
- No spieszy mi się. Miłej nocy ci życzę.
- Upojnej chyba.- skomentowała Gosia, gdy Mariusz się od nas oddalał. Łypnęłam na nią groźnie.- Ekscytującej?
- Miło było cię poznać. To do jutra!- powiedziałam przyjacielskim tonem. Wyszłyśmy z hali przylotów i wróciłyśmy do domu.

czwartek, 13 września 2012

11. GOSIA

Jej blond włosy splątane w warkocz sięgały do pośladków. Szła po łące, a wiatr tańczył z kosmykami jej włosów. Rośliny tworzyły miękki dywan dla jej delikatnych stóp. Słońce oświecało tę szczupłą lecz wyniosłą postać. Jasna karnacja idealnie komponowała się z żółtymi kędziorkami. Kroki stawiała zgrabnie i dostojnie. Odwróciła się. Była nieziemska. Słowiańska uroda. Niebieskie oczy, nie przyćmione szarością. Jędrny biust wielkości zielonych melonów. Uśmiechnęła się. Cały świat się zatrzymał, by przyjrzeć się temu niebiańskiemu stworzeniu. Potem ptaki zaczęły śpiewać, a z ziemi wyrastały piękne kwiaty. Dziewczyna podeszła do mnie. Dotknęłam jej dłoni. Była idealnie miękka. Przejechałam opuszkami palców po jej ręce. Była idealnie gładka. Położyłam palec na jej ustach. Były takie kuszące. Nie mogłam się powstrzymać. Zbliżyłam się jeszcze i subtelnie pocałowałam. Smakowała jak sok z magicznych owoców. Słodko, ale trochę cierpko. Posmakowałam jej znowu. Tego nie da się opisać. Zaczęłam pieścić jej piersi. Lizałam jej sutki, gdy nagle jakieś dzwonienie rozległo się wokół, a wszystko zaszyła ciemność...
- Jebany poniedziałek! Oooch ;( A taki piękny sen – powiedziałam niemal ze łzami w oczach.
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Gdybym nie szła na uczelnię przynajmniej mogłabym się teraz masturbować, a nie brać prysznic i doprowadzać się do porządku. Stanęłam przed szafą i przejrzałam co mogłabym założyć. Z braku czasu szybko zdecydowałam i wybrałam zwiewną sukienkę do kostek w kwiaty. Wzięłam torbę, zapakowałam zeszyty i wszystkie potrzebne rzeczy, i poleciałam na dół. Zrobiłam sobie jajecznicę na kiełbaskach sojowych i wypiłam kawę. Nakarmiłam psy. Spojrzałam na zegarek – 6:12. Zerknęłam jeszcze w lustro, sprawdziłam czy wszystko mam i wyleciałam z domu na autobus.

***
Lubię jeździć komunikacją. Chyba, że są jakieś ekstremalne temperatury. Ale ogólnie to bardzo fajna sprawa, zdecydowanie ekologiczna i książkę można poczytać, a idąc na przystanek można się przyjemnie przewietrzyć i pomyśleć. Wracając ze szkoły przyszła mi do głowy owa kobieta ze snu i moja głowa wymyślała coraz to nowe wersje wydarzeń, co mogłoby się zdarzyć potem. Jeszcze w domu jak już się przebrałam i zjadłam obiad chodziła mi po głowie, ale jak zabrałam się za trening z Elemsem i Jackiem, to nie myślałam już o niczym innym tylko o nich i ich postępach. Uwielbiam agility prawie tak mocno jak jeździectwo i jest to moja druga pasja. Poćwiczyliśmy głównie slalom między tyczkami i tunele i troszeczkę poskakaliśmy. To ostatnie zrobiłam i ja ^^
Wróciłam do domu, żeby czegoś się napić. Podjadałam sobie akurat suszoną żurawinę i popijałam soczkiem przed pójściem do stajni, gdy jak huragan wpadła do domu Paula.
- Gosia! Gosia! Nie uwierzysz!- krzyknęła w wielkiej euforii. 
- Co się stało?!- zapytałam zaciekawiona. 
- Telewizja Uniwersytety Warszawskiego dała mi za zadanie przeprowadzić wywiad z siatkarzami! 
- Super!- wpadłyśmy sobie w ramiona.- Kiedy i gdzie musisz to zrobić? 
- Przylatują w piątek na Okęcie, w tym tygodniu grają ostatni turniej w Tampere. Jeżeli wyjdą z grupy, to są w finale! A Brazylia będzie musiała czekać na rozstrzygnięcia pozostałych grup! 
- No to zajebiście kochanie, zajebiście! 
- Tak się cieszę! Szczególnie, że nie mam ściśle określonego tematu! Zrobię z nimi wywiad jak tam po turnieju, wierzę że zwycięskim, i w ogóle! 
- I co najważniejsze, nie musisz się do tego przygotowywać! Całą Polskę objeździłaś wzdłuż i wszerz, byleby być na meczu reprezentacji. O meczach klubowych już nie wspomnę. 
- Nie mogę się doczekać! 

piątek, 7 września 2012

10. PAULA

Wróciliśmy do Nieporętu o 23. Zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Wypiję kawę i będę musiał wyjeżdżać.
- Mam nadzieję, że wypiłeś tylko kieliszek szampana, nie więcej.
- Oczywiście, kotku.- pocałował mnie w czoło.- Nie martw się o mnie na zapas, bo to naprawdę niepotrzebne.
- Chodźmy w takim razie do środka, zrobię ci kawy.
- Witam narzeczonych! Adaś, ty już wyjeżdżasz?- powiedziała Gosia, gdy weszliśmy do środka.
- Niestety.- odpowiedział i pocałował mnie czule.
- Dobra, już zrobię tej kawy, bo widzę, że się od siebie nie odkleicie.
Zaparzyła kawę i podała ją Adamowi. Ja zrobiłam sobie zielonej herbaty.
- I jak było?- zapytała nas przyjaciółka.
- Miło, sympatycznie. Ucieszyli się, że zdecydowaliśmy się na zaręczyny.- odpowiedziałam.
- To super! Dziwne by było gdyby się nie zgodzili. Adam, kiedy znowu nas odwiedzisz?
- Pewnie będę tu w niedzielę, mam ostatni tydzień stażu.
- I co? Potem zostajesz w Polsce czy jednak USA?
- Jeszcze nie wiem do końca czego chcę. Mam nadzieję, że Polska. Którą to już godzinę mamy? - spojrzaliśmy na zegarek - 23.45. To ja już będę się zbierał kochanie. - cmoknął mnie w czoło.
- Tylko jedź ostrożnie! Nie szalej tym swoim pięknym audi!
- Niedługo też będzie twoje.- uśmiechnął się szeroko. - Gosia, tutaj nie rób jej wcześniejszych wieczorów panieńskich!
- Cholera. Czyli muszę zwrócić bilety lotnicze na Ibizę...
- Chyba będę musiał ograniczyć wasze kontakty...- powiedział Adaś żartobliwie.
- Chyba cię pojebało!- odpowiedziała szorstko przyjaciółka. - Nie masz tutaj nic do gadania! I tak na Ibizę polecimy! Chyba, że mam twoją przyszłą żonę zabrać do Brazylii!
- O nie! Wtedy już do mnie nie wróci!
- Może to i dobrze...- bąknęła przyjaciółka pod nosem.
- Słucham?
- Szerokiej drogi, mówiłam. A ty co myślałeś?
- Kochanie, spadaj, bo nie chcę mieć wojny w domu. Zobaczymy się w niedzielę! - pocałował mnie najdelikatniej jak tylko się dało.
I odjechał.
- Nawet nie jest tak chłodno o tej porze.- zaczęła Gosia. Wiem, że nie będzie chciała mnie bezpośrednio odpytywać.
- Ja sobie to wszystko przemyślałam dzisiaj na kolacji i stwierdziłam, że nie ma sensu brać ślubu wcześniej niż za 4 lata.
- Co? Jak to?
- Najpierw chcę skończyć studia, by później móc robić to co kocham najbardziej.
- Ślub nie jest jutro, więc wszystko możesz jeszcze zmienić. A tak a propos tego co najbardziej lubisz, wolałabyś być komentatorem sportowym czy prowadzącą studio przed i po meczowe?
- Do prowadzącej daleka droga, ale wydaje mi się fajniejsza. I tak najpierw muszę być dziennikarką wysyłaną w teren, dopiero później tak zwany awans.
- Wiesz czego chcesz, to dobrze. Tylko zaprocentuje. - poruszyła brwiami w górę i w dół.
- Ja ci dam procenty! Idziemy spać, cholero, bo ktoś ma wykłady o 8.
- Ja pierdolę, nic mi nie mów. Muszę wstać koło 5.30.
- Hahahaha, ja mam na 10.
- Ale ja wcześniej kończę :P Dobra idziemy spać.
Cmoknęłam przyjaciółkę w policzek i poszłyśmy do swoich sypialni.

środa, 5 września 2012

9. GOSIA

Zakochana para sobie poszła. A ja znowu zostałam na włościach. Pogrzebałam w kuchni i znalazłam jeszcze jakąś paczkę kotletów sojowych, a w lodówce pomidora i sałatę. Zabrałam się do kuchcenia. Zrobiłam sałatkę z sosem vinegrete. Gotowe kotleciki zostawiłam jeszcze na patelni, ale wyłączyłam palnik. Wstawiłam wodę na herbatę.
- Maacieek!!! – krzyknęłam przez okno. – Maaaciek!!
Zaraz go zobaczyłam.
- Co się dzieje? – krzyknął w moją stronę.
- Chodź, zrobiłam obiad.
- Łoo, szaleństwo! Mamy jakieś święto?
- Nie, ale zgłodniałam :)
- Za momencik przyjdę.
- Tylko szybko, bo wystygnie.
Postawiłam miskę z sałatą na stole. Kotlety nałożyłam nam na talerze i nakryłam do stołu. Zaparzyłam zieloną herbatę.
- Już jestem. Mmm... jakie pyszności. Ale za zieloną herbatą to wiesz, że nie przepadam...
- Phi! I jeszcze wybrzydza. Cud, że w ogóle znalazłam jeszcze cokolwiek do jedzenia w tym domu, bo na zakupach spożywczych to prawie tydzień temu byłyśmy. Poza tym zielona herbata zdrowsza.
- Yhym. Słyszałem to już wiele razy :P A jak wy nic nie jecie, to się trudno dziwić, że zawsze coś się znajdzie.
- Chciałabym nic nie jeść. A głodomor jestem straszny... Ale nieważne. Jutro musimy pojechać do supermarketu.
- Mnie też zaopatrzcie.
- Naturalnie.
- Faktycznie nie najgorsze te kotlety. – stwierdził z pełną buzią. Rozkosznie to wyglądało. Sałatę miał na brodzie i kapał z niej sos.
- Hahah ojoj dziecinka mała – złapałam serwetkę i wytarłam mu brodę – no już ładnie.
Facet spojrzał na mnie spode łba i zabrał się za dalsze konsumowanie.
- Będę chciała dziś poskakać z Victorem i Jędrkiem, może z Indygo też trochę. Pomożesz mi ustawiać przeszkody?
- Spoko, nie ma problemu. – odpowiedział glamiąc.
- Jak odpowiadasz mógłbyś mieć pusto w buzi?
- Jasne, szefowo. – oczywiście usta miał pełne.
- Tiaa...
Najedliśmy się, zapakowaliśmy naczynia do zmywarki. Poleciałam się szybko przebrać. Wzięłam ze sobą butelkę wody.
Jak doszłam do stajni, Viki stał już gotowy. Wzięłam go do ręki i poszliśmy ustawiać jakieś kombinacje. Szereg z trzech stacjonat na jedno fule, triplebarre i linię stacjonata, okser. Na początek ustawiliśmy koło metra na rozgrzewkę.
Bardzo fajnie dziś chodził. Czułam, że dobrze mu zrobiło wczorajsze ujeżdżenie. Szedł rozluźniony i skupiony. I jak zawsze pełen energii. Linia była dla niego zupełnym banankiem, nawet na wysokości 150cm i okserze szerokim na 1,60m. Tripple ustawiliśmy na szerokość 2 metrów, wysokość 1,40m i też pokonywał go bezblędnie. Szereg faktycznie nie był dla niego najłatwiejszy, ale też dobrze dał sobie radę i doszliśmy do 140cm prawidłowo. Muszę sobie załatwić z kimś treningi, żeby dopowiedział nam nad czym i jak pracować. Na razie C tylko z Victorem chodzimy, a wiem, że już teraz moglibyśmy jechać wyżej. No ale lepiej niżej i pracować nad techniką, więc trener – mus.
Och Victor, Długo marzyłam o takim koniu. Gniady KWPN. Dziadek Luron. Ojciec Imequyl. Matka Versace H. No trudno o lepsze geny. I było to widać. A że od dziecka dobrze wychowywany i zajeżdżany dokładnie, konsekwentnie i z sercem, to żadnym head-shaker’em nie był.
Aż mi się zsiadać z niego nie chciało. Ale czekał Jędruś, synek Lurona, więc w sumie można powiedzieć, że wujek Vikiego, tyle, że młodszy :)
Andrzej też się doskonale sprawił. Jechaliśmy te samą kombinację tylko trochę niżej. Ale szerokości nie zmienialiśmy i niuniek sobie poradził bardzo dobrze. Z Indygo poskakaliśmy też ładnie, ale spokojnie i z umiarem. Koń z doświadczeniem pokonał wszystko bezbłędnie w wymiarach klasy C. Niesamowite z jaką łatwością to robił. Na nim mogłam skupić się tylko na sobie.
Dumna z moich pociech dosiadłam Tenessiego i tu się zaczęło. Pomyślałam, że w sumie możnaby było z nim przeskoczyć chociaż 40cm, ale on był innego zdania. Spływał, wspinał się, kuńbinował. Więc poświęciliśmy kupę czasu na spokojne ogarnięcie misia. W końcu się rozluźnił i zaczął ładnie chodzić. Na koniec udało się nam pokonać parę razy kopertkę 30-40cm. Zmachana, ale usatysfakcjonowana, że się udało, zsiadłam, rozebrałam konia i siebie, wskoczyłam z powrotem i pojechaliśmy pastwiskiem do jeziora. Uwielbiam takie „naturalne” przejażdżki ^^ Weszliśmy do wody. Tessi zaczął grzebać nogą i chlapał dookoła. Woda była baardzo zimna. Zaczęliśmy wchodzić coraz głębiej, że wierzchowiec miał już cały mokry brzuch, a ja nogi do kolan. Uznałam, że woda jest za zimna na jego całkowitą kąpiel, więc poprosiłam go o zatrzymanie, pogłaskałam, wstałam na nim, i sama skoczyłam do wody. Brr! Lodowato, ale fajnie tak się schłodzić. Tenessi w tym czasie powoli wyszedł z wody, otrzepał się i podszedł do reszty stada. A ja usłyszałam szczekające psiaki pędzące w moją stronę. Podbiegły do brzegu i na chwilę stanęły jak wryte. Heheh to moja pierwsza kąpiel tutaj w tym roku. Jack i Elem weszli do wody i zaczęli płynąć w moją stronę, a Shadow cały czas stał na brzegu i wrzeszczał. Nigdy nie przepadał za kąpielami i wolał siedzieć na brzegu, najchętniej wygrzewając się w słońcu ze swoją Panią – Paula zdecydowanie preferowała opalanie, od „wygłupów w wodzie”. Moje niuńki podpłynęły zobaczyły, że nic mi nie jest i zaczęliśmy się bawić. Jednak szczekanie labradora, nie mogło zostać niezauważone...
- Ale mi stracha narobiliście! Już myślałem, że coś się stało, a Tobie się pluskać w jeziorze zachciało. – krzyknął do mnie Maciek.
- Hahah a myślałeś, że po co tu podjechałam? :P – rozbawił mnie.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się, z resztą kobietom to wszystko może wpaść do głowy.
- O tak, najlepiej wszystko zrzucić na kobiety, żeby nie było, że mężczyźni po prostu nie myślą.
- Oj kocie, kocie, ale kombinujesz...
- Bo lubię ^^
- Wiem, dobrze wiem..
- Dobra, wychodzę, zimno już mi się zrobiło...
- Nie dość, że nierozsądne, to jeszcze chorowite.
- To sam wskakuj do wody, zobaczymy ile wytrzymasz!
- Ja zimą po kąpieli chodzę na spacery po pastwisku i wyobraź sobie, że jestem zahartowany, ale taka chudzina jak Ty... eh. Szkoda gadać...
- Mmm komplementami jednak próbujesz mnie udobruchać. Już nic nie musisz mówić, tylko mi chociaż bluzkę oddaj.
- Po co? Jak ją założysz, to zaraz będzie mokra i będzie Ci tak samo zimno. A tak przynajmniej można sobie pooglądać Panią w całej okazałości ;)
- Phi. Jakbyś już wielokrotnie nie widział... Oddawaj bluzkę!
- Dobrze, już zdejmuję. Miss mokrego podkoszulka mieć będziemy... ^^
- Ok. Nic już nie potrzebuję. – Stwierdziłam, po czym zagwizdałam. – Niuńki, chodź no który do mnie.
Najbliżej był akurat Darek, więc wskoczyłam na staruszka i ruszyłam stępem. Stajenny szedł obok nas.
- Nie wiem jak możesz tak wsiadać nago na konia, ja bym umarł...
- Domyślam się. – pokazałam mu język. – Bycie kobietą ma również wiele innych plusów.
- No na przykład?
- Wystarczy spojrzeć na Twoje krocze. – rzuciłam do niego i pokłusowałam do domu.
Nakarmiłam psiarnię. Zjadłam musli z jogurtem, umyłam się i położyłam spać. Jutro poniedziałek = szkoła.
Niestety nie pospałam sobie za długo, bo obudziło mnie szczekanie. Tylko Tula niewzruszona nadal leżała na moim łóżku.

niedziela, 2 września 2012

8. PAULA

Niedzielne słoneczko oświeciło moją twarz. Przeciągnęłam się i zobaczyłam, że Adam ma wzwód. No tak – ranek.  Spojrzałam na zegarek, było już po 10. 
- Kochanie, wstawaj.- powiedziałam łagodnym, miłym tonem. 
- Jeszcze 5 minut.- odkręcił się na drugi bok. 
- Ja ci dam 5 minut, cholero moja.- powiedziałam pod nosem. Sięgnęłam po wazon z kwiatami, wyrzuciłam je na podłogę, a wodę z wazonu wylałam na mojego narzeczonego. 
- Dobra, dobra. Już wstaję!- owinął się kołdrą w pasie i poszedł do łazienki. Wziął prysznic, ogolił się i nago paradował po mojej sypialni. 
- Ubierz się.- powiedziałam do niego. 
- Dobra, ale ty się rozbierasz. 
- Hahahaha, chciałbyś- powiedziałam z pogardą.- Masz jakąś elegancką koszulę na dzisiejszą kolację? 
- Poczekaj, zaraz sprawdzę.- wzrokiem poszukiwał swojej torby. Nie znalazł takowej. 
- Ubierz się, zjemy śniadanie i pojedziemy po koszulę dla ciebie. 
- Już.- powiedział, gdy miał na sobie bokserki. 
- Kocham cię w każdej postaci i w ogóle, ale nie chcę by moja przyjaciółka podziwiała to, co na co dzień było, jest i będzie moje. 
- Ależ ty marudna.- złożył delikatny pocałunek na moich ustach, wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. 
- Na nic moje gadanie. 
Usadowił mnie na blacie i zaczął namiętnie całować, tak jak na pierwszej randce. 
- Ekhem.- głośno odchrząknęła Gosia. Zatrzymaliśmy na chwilę swoje zapędy.- Tylko nie mówcie mi, że będziecie pieprzyć się na blacie. 
- Pierdol się.- odgryzłam się jej. 
- Nie no, i mnie należy się przerwa. 
Wraz z Adamem odpowiedzieliśmy jej gromkim śmiechem. Zeskoczyłam z blatu i powiedziałam Gosi: 
- Na dzisiaj nie planowałam seksu, milordzie. 
- Ja to mam taki kalendarzyk. Zapisuję tam co, jak, gdzie i kiedy. Z kim to już nieważne.- spojrzałam na nią spod byka.- No dobra, aż tak źle ze mną nie jest. 
- Jeszcze.- mruknęłam pod nosem. 
- Mówiłaś coś?- spojrzała na mnie groźnie. 
- Nic, nic. Ale pomysł z terminarzem jest dobry. 
- Wiem, wiem, bo mój.- wyszła z kuchni. Mój narzeczony był bardzo rozbawiony tą całą sytuacją. 
- Z czego tak się śmiejesz? 
- Jeżeli mam mieć taką zakręconą żonę, to mogę wziąć z tobą ślub już teraz.- pocałowałam go czule. 
- My tu gadu, gadu, a koszula sama się nie kupi. Ja zaparzę kawy, a ty weź się za kanapki. 
- Dobrze, milordzie.- powiedział dosadnie, szczególnie słowo "milordzie". Nie będę mu tłumaczyć, że będzie moim parobkiem do końca życia. 
Zaparzyłam kawy, Adaś zrobił pyszne kanapeczki. Zjedliśmy śniadanie, wspominając ostatnie wakacje. Po śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i poszłam się przebrać do mojej garderoby. Wyszłam do hallu, gdzie czekał na mnie Adaś ubrany w dżinsowe spodnie i zieloną koszulkę polo Ralpha Laurena. 
- Czym jedziemy?- zapytałam. 
- Jedźmy moim audi. Póki jeszcze jest w nim porządek... 
- Tiaaa. 
Pojechaliśmy na Targówek, jako że było najbliżej. Kupił sobie koszulę, eleganckie spodnie i do tego ładne, czarne buty. No! Z takim narzeczonym to już mogłam iść na salony ;) W domu byliśmy z powrotem o 14. Wypiłam kawę i poszłam się szykować. Wzięłam odprężającą kąpiel, uczesałam włosy w zgrabnego koka i założyłam elegancką sukienkę w odcieniu pudrowego różu. Dobrałam do niej te kolczyki co dostałam od Adasia i wiadomo - pierścionek zaręczynowy. Do tego jeszce czarne szpilki Louboutina i byłam gotowa. Gosia weszła do mojej garderoby. 
- Łał. Szczęka mi opadła. 
- Jestem teraz prawie najszczęśliwszą kobietą na ziemi. 
- Jak to prawie?- zapytała ze zdziwieniem Gosia. 
- No jeszcze nie mam z nim ślubu. Chciałabym wziąć z nim ślub nie szybciej jak za rok. 
- Sali weselnej możesz zacząć szukać już dziś. 
- Nie spieszy mi się aż tak bardzo, powiem ci szczerze. Wiesz, to że my się zaręczyliśmy nie oznacza, że nasi rodzice się na to zgodzą. Trochę się obawiam mojej teściowej. 
- Dlaczego? Nigdy na nią szczególnie nie narzekałaś. 
- No tak, ale nie była dla mnie jakaś przychylna odkąd się poznałyśmy. Ona chciała by Adam też najlepiej miał za dziewczynę lekarkę, a nie młodszą od siebie o 6 lat studentkę dziennikarstwa. 
- Jeżeli go naprawdę kochasz i jest naprawdę wart twojego uczucia, to olej teściową i rób swoje. Adam nigdy nie wydawał się maminsynkiem. 
- Bo nie jest. Zawsze miał lepsze kontakty z ojcem, mimo że on też dopiero teraz zamieszkał na dłużej w Polsce. 
- Kotku!- zawołał mnie mój narzeczony z hallu. 
- Chyba już czas iść.  
Wyszłam do hallu. Zobaczyłam mojego przystojnego, przyszłego męża. Ta bladoróżowa koszula idealnie podkreślała jego szerokie ramiona. 
- Pięknie wyglądasz kochanie!- powiedział z ogromną radością i pocałował mnie słodko. 
- Ty też, mój seksie jeden. Która godzina? 
- Już możemy wychodzić. Zanim tam dojedziemy... 
- W sumie racja. 
- Powodzenia!- krzyknęła radośnie moja przyjaciółka. 
- Nie będzie aż tak źle.- odpowiedział jej mój narzeczony. Wychodząc, posłałam jej całusa na pożegnanie.  
 
O 17.45 dotarliśmy do Fukiera. Dobrze, że wczoraj zarezerwowaliśmy stolik, bo strasznie dużo ludzi było. Zamówiliśmy butelkę szampana i powiedzieliśmy, żeby przynieśli 6 kieliszków. 10 minut później doszli moi rodzice. 
- Cześć córciu! - powitała mnie moja mama elegancko ubrana. Pocałowała mnie i zapytała - Co to za okazja? 
- Dowiesz się niedługo. Gdzie tata? 
- Zaraz będzie. Cześć Adasiu! - przywitała się z moim narzeczonym. 
- Moja piękna córeczka!- powitał mnie tata.- Co to za okazja? 
- Niedługo się dowiesz. 
- Pięknie razem wyglądacie!- tato przywitał się z Adamem. 
- Czy ty jesteś w ciąży?- zapytała mnie mama. 
- Mamo! Aż tak przytyłam? 
- Nie, ale wypiękniałaś nam. 
- Miłość upiększa.- powiedziałam jej, szeroko się uśmiechając. 
- To po co ten szampan?- zapytał mój tato. 
- Co wy tacy niecierpliwi? 
- Nie niecierpliwi, po prostu ciekawość nas zżera. Ostatnim razem to było, jak miałaś nam powiedzieć na jaki kierunek studiów się wybierasz. 
- Witajcie dzieci! Długo was nie widzieliśmy!- zaczęła moja przyszła teściowa. Chyba się czegoś nałykała, bo w takim dobrym humorze była. 
- Trochę czasu minęło.- odpowiedział Adam. Przywitałam się z jego rodzicami i wszyscy zasiedliśmy przy stole.  
- Pani Aniu, panie Jacku, chciałem prosić o rękę pańskiej córki.- Adaś zaczął bardzo oficjalnie. 
- Paula się już zgodziła?- zapytał moj tato. 
- Tak. 
- Więc i my się zgadzamy, prawda Aniu. 
- Ależ oczywiście!  
- Mamo, tato, czy od was też dostaniemy błogosławieństwo?- Adaś zwrócił się do swoich rodziców. Pan Marek otworzył szampana i zaczął rozlewać do kieliszków. 
- Wznieśmy toast za dobrą przyszłość naszych dzieci!- powiedział przyszły teść. Napiliśmy się szampana, po czym zamówiliśmy coś do jedzenia. 
- No dobrze, kiedy planujecie ślub? Narzeczeństwo to już nie przelewki.- zaczęła moja mama. 
- Nie wcześniej niż za rok.- odpowiedziałam pierwsza. Nie chcę go wcześniej. 
- W sumie dobrze. Z takimi decyzjami nie powinniście się spieszyć. - odpowiedziała pani Maria. 
- Wiem, że może za wcześnie na takie pytania, ale ile zamierzacie mieć dzieci?- zaskoczył mnie tym pytaniem pan Marek. Na to się nie przygotowałam. 
- Dwoje.- odpowiedział Adam.- Może więcej, mam nadzieję że nie mniej, prawda?- spojrzał mi głęboko w oczy. 
- Jak tylko zdrowie pozwoli i studia skończę. 
- Cieszę się, że nauka jest dla Ciebie ważna.- powiedziała moja mama. 
I tak cały wieczór upłynął nam na pogawędce o przyszłości.